– Jak Wy sobie radzicie? Przecież taki związek jest niemożliwy do utrzymania – zapytał mnie kiedyś A.D.
Pytanie dotyczyło mojego małżeństwa. Małżeństwa na odległość.
Nie zastanawiałam się długo nad odpowiedzią:
– Po prostu się kochamy. A jak kochasz, to ufasz. A jak ufasz, to nie przychodzą Ci głupoty do głowy.
– Ale nie jesteś podejrzliwa, zazdrosna? Wiesz co on teraz robi, gdzie jest i z kim?
– Dziś miał wyjść z kolegami do knajpy. Nie odzywa się, więc pewnie jeszcze imprezują.
– I nie martwi cię to?
– Nie. W sumie to moglibyśmy odwrócić pytanie. Czy on może mieć pewność, gdzie ja teraz jestem i co robię?
– No jak to co. Jak co weekend jesteś z nami w Szlafroku i pijesz kolejne Long Island.
– Aha, ja to wiem, Ty to wiesz, to samo powiedziałam Adamowi. Ale on nie może mieć pewności. Musi mi ufać. Musi ufać, że nie narobię głupot i tak samo ja ufam jemu.
– No tak, ale Ty jesteś wśród wspólnych przyjaciół i wiele osób może cię mieć na oku, począwszy od brata zainteresowanego.
– Tak, ale nasi brukselscy znajomi też mają go raczej na oku. Wiesz, szpiedzy są wszędzie.
– A nie brakuje ci go?
– Oczywiście, że brakuje, ale staram się o tym nie myśleć. Myślę raczej o tym, kiedy się spotkamy, o czym będziemy rozmawiać wieczorem. W przeciwnym razie bym oszalała z tęsknoty. A poza tym, uważam, że będąc daleko od siebie jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek. Poświęcamy sobie więcej czasu i uwagi, więcej rozmawiamy – codziennie po kilka godzin. A jak byliśmy razem to tak naprawdę byliśmy obok siebie, każde zajęte swoimi sprawami. Jestem szczęśliwa i to się liczy.

Wiele razy słyszałam, że taki związek, jak nasz, nie ma prawa przetrwać. Często różni znajomi opowiadając mi o swoich związkach mówili: „Ale wiesz, musieliśmy się rozstać. Ja tu on tam (zazwyczaj padała nazwa innego miasta oddalonego od Warszawy o maksymalnie 4 godziny samochodem). To się nie mogło udać. Związki na odległość nie mają racji bytu”. Zawsze wtedy wydymałam usta i myślałam, że ci ludzie po prostu nie chcieli zawalczyć, nie chcieli włożyć w związek żadnego wysiłku. Może byli na to zbyt leniwi, a może w rzeczywistości wcale nie zależało im na drugiej osobie tak bardzo, jak chcieliby żeby wszyscy myśleli?

Adam oświadczył mi się na jesieni, a wczesną zimą powiedział, że dostał pracę zagranicą i chce jechać. Z przyczyn zawodowych mój wyjazd nie wchodził w grę. Postanowiliśmy spróbować życia na odległość i zobaczyć, jak to będzie.
Na początku miałam tematy zastępcze. Najpierw organizacja ślubu i wesela, potem podróż poślubna, remont naszego mieszkania i jakieś tam moje egzaminy. Muszę Wam jednak przyznać, że kiedy po 1,5 roku (tyle czasu pochłonęły rozpraszacze uwagi) usiadłam na nowej kanapie i uświadomiłam sobie, że jestem w tym wymuskanym domu sama. Dom jest nasz, ale jest pusty. Kiedy wracałam z pracy, nikt na mnie nie czekał. Nie miałam dla kogo gotować i piec, nie miałam się do kogo przytulić… Ale wtedy, kiedy dopadały mnie czarne myśli, sięgałam po telefon i dzwoniłam do Adama. Żeby usłyszeć jego głos, żeby porozmawiać, zaplanować kolejną podróż.

Podczas rozłąki każde spotkanie było jak randka, a wakacje, wyjazdy, wspólne święta – jak przedłużenie miesiąca miodowego. Po trzech latach kontraktu i małżeństwa na odległość nasz związek był mocniejszy, niż kiedykolwiek. Jak to możliwe – zapytacie?

Po pierwsze – zaufanie. Musicie ufać drugiej osobie, że jeśli coś mówi, to tak właśnie jest. Nie wątpicie. Poza tym pamiętajcie, że każdy sądzi według siebie. Jeśli swoją drugą połówkę podejrzewacie o najgorsze, to co to mówi o was…?

Po drugie – stały kontakt. Smartfony to nasi sprzymierzeńcy. Liczne aplikacje pozwalają niemal na relację na żywo z naszego życia. Z Adamem korzystamy z WhatsApp – wysyłamy zdjęcia, filmiki, piszemy masę wiadomości. Ja używam także Snapchata – po całym dniu zapisuję My Story i wysyłam do Adama, czasem do rodziców, a czasem wrzucam na FB. Nie korzystamy ze Skype. Przede wszystkim jest się wtedy uwiązanym do komputera, a poza tym widok Adama działa na mnie przygnębiająco. Wiecie – widzicie, ale nie możecie dotknąć.
No i najważniejsze, musicie zadbać o porządny abonament telefoniczny. Na przykład Netia oferuje pakiet rozmów międzynarodowych – jest tak duży, że nigdy go nie wykorzystaliśmy, a nie raz zdarzało mi się zasnąć ze słuchawką przy uchu (tak, telefon był włączony całą noc…)

Po trzecie – spędzajcie wspólnie czas. Jest to możliwe nawet na odległość. Do tego jest potrzebny wspomniany wcześniej duży pakiet darmowych minut. Z Adamem oglądaliśmy przez telefon seriale, wiadomości, programy TV, filmy, filmiki na Youtube. Czytaliśmy sobie książki lub gazety. Czasem mieliśmy po prostu włączone telefony, a każde siedziało przy swoim komputerze i pracowało. Kiedyś spędziliśmy przeszło godzinę wyłącznie na czytaniu sobie wzajemnie dowcipów. Po prostu byliśmy razem.

Po czwarte – rozmawiajcie. Najważniejszym rytuałem dnia była dla nas zawsze rozmowa tuż przed snem. Często zdarzało mi się zasnąć podczas takiej rozmowy…zupełnie jak w domu.

Po piąte – celebrujcie każdą wspólną chwilę. Kiedy się spotykaliśmy, staraliśmy się nadrobić stracony czas. Wychodziliśmy na miasto, do knajpy, na spacery, urządzaliśmy pikniki, wycieczki, spotykaliśmy się z przyjaciółmi. A czasem po prostu cały dzień nie wychodziliśmy z łóżka, albo spędzaliśmy wieczór na kanapie oglądając film i jedząc lody prosto z pudełka.

I wreszcie po szóste – musicie się kochać. Jeśli nie kochacie tej drugiej osoby, choćbyście stanęli na rzęsach – nie uda się wam. Nie wystarczy wam chęci i energii na dbanie o związek. Zawsze znajdziecie jakąś wymówkę. Zawsze coś będzie ważniejsze: praca, rozmowa z mamą, pomalowanie paznokci, wyjście do kina ze znajomymi. I w pewnym momencie zorientujecie się, że już nic Was z tą drugą osobą nie łączy, że nie odczuwacie jej braku. A to oznacza jedno. Koniec.

Nie bójcie się związków na odległość. Nie poddawajcie się bez walki. Nie warto. Wiem co mówię.

Bisous :*

You May Also Like

6 comments

Reply

Jak się kocha i jak się chce, to wszystko jest możliwe! :D

Reply

Otóż to!
:)

Reply

Szczerze? Podziwiam. Nie wiem czy dałabym radę. Gdy poszłam na pierwszy rok studiów, to przez 6 miesięcy mieszkaliśmy osobno. Mimo, że Mąż (wtedy jeszcze nie Mąż ;-)) przyjeżdżał na cały weekend + raz w tygodniu, to i tak w tych przerwach tęskniłam niewyobrażalnie, a czasem miałam takie dni, w których nie mogłam robić nic innego oprócz łażenia ze smutną miną. Może to dlatego, że jestem typem człowieka, który ciągle przychodzi do drugiego pokoju, żeby chociaż chwilę się poprzytulać, gdy siedzimy osobno, zajęci swoją robotą. Jedyne, czego bym się bała w związku na odległość to wcale nie zdrady – przynajmniej takiej fizycznej – a tego, że z czasem stwierdzi, że po prostu jest mu lepiej funkcjonować beze mnie i wcale mnie nie potrzebuje.

Reply

Ja też jestem typem pieszczocha, ale nauczyłam się przystosowywać do każdej sytuacji, nawet tej najbardziej niekomfortowej. Jak karaluch :))) A strach, że niby miałby lepiej funkcjonować beze mnie – niemożliwe! Kto mu przygotuje naleśniki z pastą z awokado i łososiem? :)) Nikt! Miłość, po prostu miłość.
:*

Reply

Ja wiem, ze to juz chwile minelo, od kiedy opublikowalas ten tekst, ale dopiero dzis na niego natrafilam. Coz, lepiej pozno niz wcale. Mam nadzieje ;-)
Wracajac do tematu posta, znam pare, ktora chyba pobila rekord jesli chodzi o zwiazek na odleglosc. Ona z USA, on z Niemiec. Poznali sie, gdy ona spedzala rok w Niemczech na praktykach. Przez trzy lata prowadzili zwiazek na bardzo duza odleglosc, widujac sie raz – dwa razy do roku. Po trzech latach on przylecial do Stanow, podjal nauke, i dzis sa juz dwa lata po slubie. A wiec (tak, wiem, nie zaczyna sie zdania od a wiec ;-) ) zdecydowanie mozna i da rade. Terzeba tylko chciec, naprawde chciec.

Reply

Piękna historia!!!
Tylko pokazuje, że jeśli naprawdę kochasz, nie szukasz wymówek.

Pozdrawiam!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *