Podobno, kiedy pierwszy raz wysiadasz z metra na Manhattanie, w okolicy Central Parku, masz wrażenie, że już tu byłaś. Wiesz, co jest za zakrętem, wiesz gdzie zjeść śniadanie, zrobić zakupy czy wypić wieczornego drinka. Podobno czujesz się jak u siebie. Wszystko to za sprawą licznych filmów i seriali, które wdrukowują widzom trójwymiarową mapę Manhattanu. W efekcie czujesz się, jakbyś odwiedziła starego przyjaciela. Podobno. Nie wiem, czy tak jest naprawdę. Nigdy nie byłam w Nowym Jorku.

Ale bywa też tak, że większość wiedzy o mieście czerpiesz ze starych, czarnobiałych zdjęć, z sesji zdjęciowych publikowanych na przestrzeni lat w magazynach, z kreskówek i wreszcie z pojedynczych kadrów w produkcjach filmowych. Mimo to, kiedy po opuszczeniu pociągu stawiasz swoją nogę na dworcowym peronie, czujesz, że oto wróciłaś do domu. Nawet jeśli twój prawdziwy dom oddalony jest o setki kilometrów.

Dziś chciałabym ci opowiedzieć moją paryską historię. Historię miłości od pierwszego wejrzenia. Trudnego związku na odległość, bo widujemy się tak rzadko. Ale jest to miłość z wzajemnością, bo Paryż, zawsze kiedy mnie widzi, odwdzięcza się piękną pogodą i błękitnym niebem odbijającym się w blaszanych dachach.

Akt I

Paryż poznałam ponad pięć lat temu. Pojechaliśmy z Adamem na jeden dzień – porannym pociągiem z Brukseli. Zaopatrzona w przewodniki, mapy i koktajlowy pierścionek ruszyłam na spotkanie z nieznajomym. Podczas pierwszej podróży byłam trochę zagubiona, ale czułam, że jest między nami chemia.
Z Gare du Nord nie umiałam trafić do metra i jeszcze nie znałam na pamięć mapy. Ale z każdym krokiem czułam się coraz pewniej, a topografii miasta zaczęłam się chyba uczyć przez osmozę.

Wysiedliśmy z metra na Île de la Cité, a ja zostałam ogłuszona świergotem ptaków i obsypana kwiatami. Stałam na targu kwiatowym dłuższą chwilę nie mogąc oderwać oczu od pachnącej plamy zieleni i uważałam, że całe to przedstawienie jest tylko dla mnie, tylko dla moich oczu.

Przeszliśmy do Notre-Dame, by następnie skierować się w stronę Luwru i Pól Elizejskich. W ogrodach Tuileries zatrzymaliśmy się na przejażdżkę diabelskim młynem, na którym o mało nie umarłam ze strachu. Kiedy w końcu dotarliśmy do Trocadero i moim oczom ukazała się Wieża Eiffla, myślałam, że eksploduję. Podskakiwałam klaszcząc w ręce, Adam tylko uśmiechał się z lekkim niedowierzaniem, a Paryż powoli zastawiał na mnie swoje sidła.


Pierwsze rozczarowanie przeżyłam przy Centrum Pompidou. Chciałam zobaczyć te kolorowe fontanny, a ujrzałam syf i pływające kondomy. Jak się potem miało okazać, Centrum Pompidou jest moim głównym źródłem rozczarowań. Pompidou jest jak złośliwa młodsza siostra twojego ukochanego, która jest nieco stuknięta, ale wydaje się być miła, a tak naprawdę tylko wymyśla kolejne intrygi i knuje za twoimi plecami.
Na szczęście kilka łyków szampana pozwoliło zapomnieć o nieprzyjemnościach wyrządzonych przez młodszą siostrę. Paryż już wiedział, że należę do niego.

Akt II

Druga wizyta miała miejsce kilka miesięcy później w listopadzie. Przyjechaliśmy późnym wieczorem na jedną noc i zamieszkaliśmy w przedziwnym hoteliku niedaleko Łuku Triumfalnego. Wyciągnęłam Adama na spacer pod Wieżę, chciałam zobaczyć te „szkaradne i tandetne” iluminacje. Czekaliśmy na nie godzinę, pijąc gorącą herbatę i planując kolację.

Podczas tego wyjazdu poczułam, że Paryż mnie kocha. Był środek listopada, a temperatura oscylowała w granicach 17 stopni Celsjusza. Wtedy właśnie odbyliśmy pierwszy rejs Sekwaną, podczas którego sączyliśmy wino musujące zagryzając je bagietką z serem pleśniowym i czekoladkami oraz wystawiając twarze do jesiennego słońca.
Wtedy także odkryłam najpiękniejsze miejsce w Paryżu, na myśl o którym czuję motyle w brzuchu. Bazylikę Sacré-Cœur.

Usiądź u szczytu schodów o złotej godzinie, chwilę przed zachodem słońca, kiedy Midas zamienia dachy wszystkich budynków w złote kopuły. Przyglądaj się panoramie miasta popijając czerwone wino. Nagle złoto zamieni się pomarańcz, który płynnie przeobrazi się w delikatny róż. Chłoń tę chwilę.
Jakbyś nie zauważyła, w tym momencie uczucie do Paryża przestaje być tylko zauroczeniem, przelotnym romansem. Zakochujesz się. Na zabój.

Akt III

Kiedy już wypiłam dostateczną ilość szampana, pomyślałam, że koniecznie muszę odwiedzić muzea. Nie, nie Luwr, nigdy mnie do niego nie ciągnęło (bardzo słusznie, jak się potem okazało). Chciałam odwiedzić D’Orsay i Musée du Luxembourg, w którym zorganizowano wystawę prac Chagalla. Chciałam także kolejny raz przejść się brzegiem Sekwany, zjeść śniadanie przy Sacré-Cœur i wypić butelkę bąbelków na metalowych krzesełkach w ogrodach Tuileries. Przemykając w mini spódniczce wąskimi uliczkami między samochodami czułam się pewnie. Chyba wtedy wydałam z siebie swoje pierwsze „puffnięcie” ze zniecierpliwienia. Tak, byłam u siebie.

Akt IV

O ubiegłorocznych francuskich wakacjach mogliście już przeczytać na blogu. Przemierzyliśmy na piechotę dziesiątki kilometrów, wypiliśmy kilka butelek czerwonego wina, zjedliśmy kilkanaście bagietek i croissantów. Puffałam już regularnie, złościłam się na policjantów i zajadałam się ciastkami w Ladurée. Chodziliśmy na spacery brzegiem Sekwany, słuchaliśmy jazzu, jadaliśmy lunche na ławkach w parkach, odwiedzaliśmy hipsterskie bary na Oberkampf i mieliśmy „swoją” tajską knajpę, do której lubiłam chodzić na zupę. Choć zabrzmi to sentymentalnie, kiedy wsiadałam do samolotu do Warszawy miałam łzy w oczach.

Akt V

W październiku postanowiłam przedstawić mojego ukochanego rodzicom. Uznałam, że już najwyższa pora. Denerwowałam się, czy się polubią. Paryż mnie nie zawiódł i stanął na wysokości zadania. Rodzice wyjechali oczarowani i gratulowali wyboru. Obiecali, że jeszcze wrócą.

Paryż uwodzi, jest kapryśny, czasem niebezpieczny, ale mimo to chcesz go ciągle więcej i więcej. Nie możesz się nasycić, bo za każdym razem pokazuje ci swoje inne oblicze. Kiedy myślisz, że już go doskonale poznałaś, zaskakuje cię. A ty zakochujesz się coraz bardziej. Wiesz dobrze, że nie powinnaś, bo jesteś tylko jedną z wielu, bo będziesz tęsknić, ale nic na to nie poradzisz. Już przepadłaś.

Tak właśnie jest ze mną.

Bisous :*

You May Also Like

18 comments

Reply

Dziekuje. Już nie muszę jechać.

?

Reply

Oczywiście, że musisz!
Musisz napchać się croissantami, makaronikami, winem i nogi w tyłek muszą Ci wejść od chodzenia :D

PS: jak maluch?

Reply

To wybieram wino :-)

A Tak serio… strasznie bym chciała, ale równie mocno … się boje! już tyle razy wyjazdy paryzowe zmieniały kierunek, a teraz mam wrażenie, że przez strach nigdy się nie pokuszę :)

Maluch słodko spi, jest grzeczny i spokojny:) pozwala pozostać na bieżąco z blogami, chociaz Ty też zrobiłaś mała przerwę miedzy czasie!;)

dziekuje, że pytasz :*
Aaaaa Legginsy wyrzucone !!?

???

Reply

Trzymam w takim razie kciuki, żeby wyjazdy nie zmieniały kierunku zbyt często!

Potrzebowałam przerwy, żeby nabrać trochę dystansu i poogarniać kwestie techniczne.

Buziaki i gratuluję porządków w szafie! ;))

Reply

Jestem zakochana w Twoim stylu, w nonszalancji, którą w sobie masz, naturalności i w sposobie pisania. Jak to możliwe, że Twojej strony nie śledzą tysiące ? Ja uwielbiam!

Reply

:******

Dziękuję!
(urosłam jak balon i zaraz pęknę!)

Reply

Zastanawiam się nad tym pod każdym postem i wciąż nie moge tego zrozumieć :]

Tez trafiłam tu przez komentarz na innym blogu, był zabawny i porywający jednocześnie. Nie wiem, nie potrafię tego wyjaśnić, ale w „sekundę” znalazłam się tutaj i pochłonęły mnie rożne wpisy. Tu jest tak jakos… sympatycznie ?

Reply

Aga, Weronika – bardzo Wam dziękuję!
:*

Reply

Jakiś nocleg możesz polecić? Właśnie się wybieram na koniec marca a nie mogę wybrać gdzie sie zatrzymać

Reply

Polecam szukać na Airbnb. Podczas dwóch ostatnich pobytów wynajmowaliśmy mieszkania właśnie przez ten portal. Niebawem (pewnie pod koniec przyszłego tygodnia) pojawi się dłuższy wpis na temat paryskich noclegów – zapraszam serdecznie!
A na razie wygoogluj „elegant appartement rue oberkampf” – polecam z całą mocą :)

Reply

Dzięki, na pewno sprawdzę :)
I czekam na kolejny wpis o pobycie w Paryżu :)

Reply

Twój blog jest absolutnie fantastyczny :-) Proszę o więcej paryskich/brukselskich wpisów!!
Czy mogłabyś polecić jakieś francuskojęzyczne książki, które Cię zachwyciły (albo przynajmniej wprawiły w dobry nastrój)?

Reply

Dziękuję :))

Z francuską literaturą jestem niestety na bakier, raczej oglądam filmy, żeby jak najbardziej poprawić tzw „rozumienie ze słuchu” (co, jak wiemy, jest horrorem) ;) Przychodzą mi jedynie do głowy książki O Francji z serii „Merde” – zaśmiewałam się przy nich do łez ;) Ale one nie spełniają Twojego podstawowego warunku.

(Kurczę, właśnie sobie uświadomiłam, że mam dużo do nadrobienia! Jak mi coś wpadnie w ręce, będę informować na bieżąco!)

Buziaki

Reply

Będę wypatrywać rekomendacji :-) Za tytuły filmów też byłabym wdzięczna!
Ściskam!

Reply

listę moich ulubionych znajdziesz tutaj:
http://www.mercarrie.com/francuskie-komedie-sposob-na-jesienny/

:)

Dziękuję! Od siebie dorzucam <>

Reply

Cudnie…

Reply

Wiesz jak to jest z miłością ;)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *