Co robicie, kiedy w Waszym życiu pojawia się bałagan i czujecie się, jakbyście cały czas przerzucały z ręki do ręki gorący kartofel?
Próbujecie zachować się jak dorosłe i analizujecie swoje dotychczasowe działania dokonując przy okazji przewartościowań (brzmi mądrze)? Konsultujecie się z przyjaciółmi? Odwiedzacie psychologa? Tak?
No to robicie głupio! Najlepszym sposobem na wszelkie problemy jest ucieczka. Albo, jak kto woli, wyjazd w celu nabrania dystansu.
C. jest typową Francuzką wsłuchaną w siebie, swoje potrzeby i uczucia, ze skłonnościami do egzaltacji i wyolbrzymiania przeżywanego bólu. Cudowna dziewczyna – po prostu ją uwielbiam. C. ma słabość Hiszpanów i Portugalczyków i do nieszczęśliwych miłości. Zapewne macie przyjaciółki i przyjaciół, którzy zawsze, ale to zawsze, niewłaściwie lokują swoje uczucia? C. jest jedną z takich osób.
Schemat jest dość prosty: najpierw euforia i sny na jawie, unoszenie się w powietrzu z miłości, a potem – ból, płacz i zgrzytanie zębów.
Jeszcze niedawno C., sącząc czerwone wino, opowiadała, jak bardzo jest nieszczęśliwa oraz jak bardzo chciałaby pozbyć się wszelkich uczuć do Złego Hiszpana, ale nie może, bo on jest taki przystojny i dobry (aha, szczególnie dobry był, kiedy nie przychodził na umówione spotkania i „zapominał” zadzwonić…).
Aż pewnego wieczoru w knajpie C. z szerokim uśmiechem na twarzy obwieściła:
– Wyjeżdżam. Muszę nabrać dystansu, pobyć z samą sobą, ze swoimi uczuciami i przeanalizować swoje wnętrze. Aha i zajmie mi to trzy tygodnie. Komu wina?
– A gdzie jedziesz? I skąd wiesz, że zajmie Ci to trzy tygodnie?
– Na Wyspy Kanaryjskie. I trzy tygodnie muszą wystarczyć – taka była promocja i kropka.
– Ha ha, serio? Lecisz pod palmy się opalać i pić kolorowe drinki, więc przestań nam tu oczy mydlić jakimś „wnikaniem w głąb siebie”. Poza tym Wyspy Kanaryjskie? Poważnie??? Przecież tam pełno Hiszpanów…a znając twoje upodobania…
– Przestańcie! Drinki nie wykluczają samoanalizy…
– No nie wykluczają, a wręcz sprzyjają, zwłaszcza, gdy wypijesz za dużo!
– ….a poza tym, jeden tydzień spędzę na zajęciach z jogi, więc będę medytować.
– Będziesz…bo przyśniesz!
C. poleciała. Wróciła po trzech tygodniach opalona, uśmiechnięta i zadowolona z życia. Na pytanie, jak się bawiła odparła:
– Było świetnie! Pierwszy tydzień przepłakałam na leżaku, a było mi to potrzebne! Patrzyłam na palmy, pary w basenie, na morze i myślałam, że do końca życia zostanę sama. Za każdym razem wzruszałam się swoim losem, więc roniłam parę łez. Drugi tydzień, ten jogą, to było katharsis – zostałam oczyszczona z całego bólu. A trzeci tydzień…a taki zwykły: drinki, imprezy, randki, plaża. W sumie trochę nuda. Ale joga!!!
Otóż tydzień z jogą polegał na tym, że zajęcia odbywały się trzy razy dziennie: o wschodzie słońca, żeby obudzić organizm i przywitać się ze światem (o matko…!), potem przed lanczem (chyba na dobre trawienie) i wreszcie wieczorem – żeby przeanalizować cały dzień, uspokoić gonitwę myśli i kłębiące się emocje. Skatowane zwijaniem się w precel towarzystwo zasypiało, nim zdążyło przyłożyć głowę do poduszki.
C. była w pokoju z dwoma dziewczynami w wieku 26 i 30 lat. Obie po paskudnych zerwaniach i przysięgające sobie, że kończą z mężczyznami raz na zawsze. Efekt był taki, że każdego wieczoru współlokatorki szlochały w poduszki obiecując sobie, że to ostatni raz i już nigdy więcej nie uronią ani jednej łzy z powodu faceta.
– I wtedy nastąpiło oczyszczenie! W czasie zajęć z jogi robiliśmy pozycję (i tu podała nazwę w stylu „ptak lecący nad oceanem trzymający w dziobie różę bez kolców”), która miała uwolnić czakry odpowiedzialne za kumulowanie negatywnych uczuć. Nagle zaczęłam płakać. Nie ze smutku, to było, jakby ktoś kran odkręcił. Nie mogłam przestać! W nocy przyśnił mi się największy koszmar w życiu, ale nie mogłam się obudzić. Dopiero rano, kiedy wstałam, poczułam, że jestem wolna! Na myśl o Złym Hiszpanie nie czułam nic oprócz żalu, że z niego taki kretyn!
– Yyyy no to gratulacje? A nie uważasz, że po prostu tyle się napłakałaś (codziennie przez półtora tygodnia), że już wystarczyło?
– Nie. To joga. Ale czekaj, to nie koniec!
– Nie…? (Chryste…)
– Nie! Bałam się, że chociaż wyleczyłam się ze Złego Hiszpana, to już nigdy się nie zakocham. Nigdy. Więc poszłam do Masażystki.
– Masażystki…?
– Tak. Tam była Masażystka z Indii, która leczyła ludzi ze złych emocji i pomagała rozpocząć nowe życie!
– No błagam! Nowe życie od masażu stóp? Choć, okej, może to być nowy standard, zwłaszcza po całym dniu na szpilkach…
– Przestań. Ja też uważałam to za bzdurę. Akupunktura, tak, wierzę, że to może pomóc, ale dyźdanie po plecach? Ale hej, była na miejscu, więc postanowiłam spróbować. Jak tylko weszłam do gabinetu, spojrzała na mnie i od razu wiedziała, gdzie tkwi mój problem! Kazała mi się położyć, rozpaliła zapachową świecę, włączyła jakieś brzdąkanie i …. nic. Kompletnie. Powiedziała, że zaraz zacznie odblokowywać czakry odpowiedzialne za miłość. Pomyślałam, fajnie, ale niech już zacznie ten masaż do cholery! A ona nic tylko mamrotała pod nosem. Zerknęłam nad nią, a ona machała rękami nad moim podbrzuszem, patrzyła się w nie intensywnie i ciągle mamrotała. Nawet mnie nie dotknęła. Już miałam ochotę wyjść trzaskając drzwiami, kiedy poczułam, że moje podbrzusze się rozgrzewa. Serio. A ona mi mówi, że zaraz bardzo zaboli, ale to dobrze, bo to oznacza, że czakry się odblokowują. I wyobraź sobie…BUM! Przeszywający ból i nagłe uczucie błogości i spokoju! Już wiedziałam, że jestem gotowa na nowe uczucie.
– C….czy ty się słyszysz? Przecież to jakaś bzdura, a ta masażystka jest szurnięta!
– Ja wiem, że to brzmi dziwnie, ale pomogła wszystkim dziewczynom ode mnie z pokoju.
– Bo się zasugerowały.
– Oj tam. Wcale nie! To jeszcze ci powiem, że uwolniła naszą instruktorkę jogi. Ona od początku była jakaś dziwna, ale nie wnikałam, o co chodzi, bo byłam zbyt zajęta odkrywaniem własnego ja. Tymczasem ona poszła do Masażystki. Po jednej sesji przyszła do nas na zajęcia i wykrzyczała nam, że jest biseksualna, że bzyknęła wszystkich ślicznych kolesi w hotelu i że ta cała joga to zwykłe pierdolenie i ona wraca do domu, do Londynu. I nam też radzi, bo jeszcze parę zajęć i przestaniemy być sobą, bo nam zrobią pranie mózgu. Widzisz? Pomogło jej!
– A może wkurzyła się, że zapłaciła za masaż, podczas którego nikt jej nie dotknął?
– Możesz nie wierzyć, ale spójrz na mnie – jestem szczęśliwa! Więc była skuteczna!
– Dobra, a ten trzeci tydzień? Co robiłaś?
– Ah, te krzyki instruktorki jogi dały mi trochę do myślenia. Jak ona zdążyła między posiłkami i zajęciami bzyknąć połowę męskiej części hotelu, to ja chyba mogę umówić się na jedną lub dwie randki! W końcu jestem na wakacjach!
– No nareszcie sensownie mówisz. I co?
– Odpaliłam Tindera i samo poszło! Umówiłam się na kilka randek, nawet udanych. Ale najcudowniejsze były takie z Super Przystojnym Hiszpanem. Normalnie bratnia dusza!
– C., błagam, kolejny Hiszpan? Może pora zmienić narodowość, bo to ewidentnie zły kierunek. Masażystka tej czakry nie mogła ci z kolei zablokować?
– Nie mogła. A poza tym Hiszpanie są cudowni. Mam do nich słabość i nic na to nie poradzę. Tak czy inaczej, wyjazd się udał…a ten tydzień z jogą! Uwolnił mnie! Wspaniałe doświadczenie! Powinnaś spróbować!
Koniecznie. Tydzień z jogą? Serio? Pomyślałam sobie, że przecież to oczywiste, co jej tak naprawdę pomogło. Trzy tygodnie na Wyspach Kanaryjskich (?!), morze, basen, kolorowe drinki, babskie spotkania, trochę ruchu i przede wszystkim świetne randki. Randki, po których nie oczekiwała niczego szczególnego. Nie spodziewała się miłości aż po grób. Chciała się po prostu dobrze bawić. A że była opalona i zrelaksowana mężczyźni nie mogli przejść obok niej obojętnie (okej, poza tym jeszcze jest śliczna). Już otwierałam usta, żeby powiedzieć, co myślę o tygodniu z jogą, ale mnie zastopowało.
C. naprawdę wierzyła, że jej ta joga i Masażystka pomogły. Wierzyła, że dzięki nim poczuła się lepiej, że wyleczyła się ze Złego Hiszpana i mogła znów zacząć randkować. Może i te wszystkie „czary-mary” to bzdura, ale z drugiej strony czasem potrzebujemy jakiegoś impulsu z zewnątrz, żeby zauważyć zmiany, które w nas zaszły. Słów przyjaciół i rodziny często nie bierzemy na poważnie, bo co oni mogą wiedzieć. Prędzej uwierzymy jakiejś zupełnie obcej, odzianej w sari kobiecie, zwłaszcza, jeśli ta pomamrocze i powymachuje nad nami rękami…
Czuję, że jeśli będę miała kiedykolwiek psychiczny dołek wykupię trzytygodniowy pobyt na Wyspach Kanaryjskich. Jogę sobie odpuszczę, myślę że basen i drinki wystarczą w zupełności!
Bisous :*
2 comments
Milex xxx
♥
admin
:*