Cały maj zastanawiałam się, gdzie Matka Natura podziała wiosnę. W sumie to lubię ciepłe wieczory spędzone na Barce nad Wisłą lub w knajpianym ogródku, ale ewidentnie za wcześnie jest na stosowane hasztagów #summervibes i #summeressentials ;) No bo jeśli musiałam wyciągnąć z szafy kapelusz (i było mi w nim za gorąco!) i espadryle, to coś jest nie tak! Ale nie narzekam – lepsze to niż 14 stopni i deszcze w Brukseli.
Ostatni miesiąc znów spędziłam na walizkach – Rzym, Bruksela, kilka dni na wsi. Moja walizka cały czas leżała otwarta na podłodze, a ja tylko wymieniałam zawartość. W każdym razie pakowanie do bagażu podręcznego mam już opanowane do perfekcji, chyba zrobię o tym oddzielny post – taka wiedza nie może się marnować!
A na razie zapraszam Was na przegląd zdjęć z maja. Uzbierała się ich MASA, post jest zatem długi, ale wierzcie mi – i tak się bardzo ograniczyłam!

Ciao Roma
Rzym zdecydowanie zawładnął blogiem w tym miesiącu. Ale nie dziwcie się, byłam tam pierwszy raz, wszystko było dla mnie nowe i po prostu musiałam poświęcić mu kilka wpisów. Jeśli jakimś przypadkiem któryś ominęliście, zapraszam na wskazówki, jak zorganizować trzy dni w Rzymie, kiedy chce się dużo zwiedzić. A jeśli nie wiecie gdzie zjeść, po całym dniu biegania po Wiecznym Mieście – już spieszę z pomocą!


Rzym to miasto fontann i studzienek, są na każdym kroku. Co ważne, w studzienkach jest pitna woda. Jeśli zatem zobaczycie kranik, z którego sączy się woda, możecie śmiało się jej napić. Tę z fontann bym raczej odradzała :)





Bruksela
Tradycyjnie odwiedziłam Brukselę. Tym razem jednak czas spędzałam głównie na spacerniaku, który jest coraz ładniejszy. Wymusiłam na Adamie zakup stolika ogrodowego – żebym miała gdzie rysować, jeść śniadanie i sączyć wieczorem wino! Stolik jest najpiękniejszy na świecie i RÓŻOWY (a w zasadzie liliowy). Adam zakup skwitował „Już bardziej gejowsko się nie da…” Oj tam, oj tam. Jest śliczny i świetnie wygląda!


Antwerpia
Pojechaliśmy na szybką wycieczkę do Antwerpii, aby zobaczyć wystawę „Game Changers” – pisałam Wam o niej kiedyś na Facebooku. Niestety w ciągu najbliższych miesięcy nie uda mi się wybrać do Paryża, aby obejrzeć tamtejsze wystawy (mój ukochany Rousseau!) (przecież to tylko 1,5 godziny pociągiem!)(Adam jest niestety nieugięty…po ubiegłorocznych wycieczkach po paryskich muzeach ewidentnie ma dość!) (w sumie mogłabym jechać sama!). Dlatego tupnęłam nogą i kazałam się zabrać do Antwerpii. Antwerpia to zupełnie inny świat. Tam jest tak…czysto! I ładnie. Idealne miejsce na złapanie chwilę oddechu od brukselskiego syfu.

Polska Wieś
Na kilka dni wyskoczyłam z Rodziną na wieś. Cisza, spokój, ćwierkające ptaki, upał i szalejące w okolicy burze. To był cudowny czas. Fajnie było znów być razem.

Maj to sezon na szparagi. To jeden z moich wiosennych przysmaków, szkoda, że mogę się nim cieszyć tak krótko. Jeśli nie macie pomysłu na niebanalną przekąskę, proponuję pieczone szparagi.
Potrzebujemy:
- pęczek zielonych szparagów
- dwa ząbki czosnku
- papryczka chilli (musicie sami ocenić, ile potrzebujecie – według własnego smaku)
- dwie łyżki oliwy
- łyżka płynnego miodu
- kilka kawałków gorgonzoli lub lazura
Płuczemy szparagi, usuwamy zdrewniałe końce, wkładamy do brytfanki. Posypujemy posiekanym czosnkiem, chilli i rozdrobnionym serem pleśniowym. Wszystko polewamy oliwą i miodem. Wkładamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na ok 10-15 min (szparagi muszą być miękkie, ale nie mogą za bardzo się przypiec). No i JEMY. To się nazywa fast-food. Ten sam przepis można wykorzystać przygotowując fasolkę szparagową.
Uff, to tyle!
Czerwcu, nadchodzę!!!
Bisous :*

2 comments
Paulina
Pięknie! Cudowne zdjęcia! Fantastyczny czas! Ogromnie zazdroszczę wrażeń z Game Changers!
MerCarrie
Dziękuję!
Wystawa była faktycznie solidnie przygotowana – nie było aż takiego efektu WOW jak na wystawie Jean Paul Gaultier, ale tutaj chodziło o zawartość merytoryczną.
Miłej niedzieli!
:*