Luty minął jak z bicza strzelił. Jak co miesiąc wpadłam do Brukseli – tym razem z przyjaciółmi (relacja „na żywo” była na Snapie – kiedy chciało mi się go odpalić). Odwiedziliśmy Brugię, chodziliśmy po muzeach, byliśmy w Chez Maman i wreszcie mieliśmy dla siebie czas.
Koniec gadania! Zapraszam was do obejrzenia zdjęć – luty w fotograficznym skrócie :)
Brugia zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie, pomimo kiepskiej pogody. Miasteczko wygląda jak plan filmowy, domy są malutkie, śliczne i kompaktowe. Podobno znakomitym sposobem zwiedzania Brugii jest rejs motorówką – niestety było za zimno i wiało, więc odpuściliśmy sobie tę przyjemność. Jedna uwaga – nie zwiedzajcie ratusza! Przewodniki obiecują cuda wianki, a tymczasem czeka tam na Was sala obrad z Panią nerwowo poprawiającą krzesła, gdy ktokolwiek przesunie jedno choćby o milimetr. Za tę wątpliwą przyjemność trzeba zapłacić 4 euro – lepiej przeznaczyć te pieniądze na kawę. Albo gofra.








W lutym miałam nieco więcej czasu, który postanowiłam poświęcić na rysowanie. Kupiłam akwarele, wyciągnęłam ołówki, cienkopisy, blok, magazyny poświęcone modzie i zaczęłam ćwiczyć. Jestem zadowolona z efektów, ale wiem, że jeszcze bardzo długa droga przede mną :)


Postanowiłam zrzucić parę nadprogramowych kilogramów – serniczki, makowczyki i pierogi były bardzo smaczne, ale moje dżinsy twierdzą, że zjadłam tych specjałów za dużo… Dlatego musiałam dokonywać wyborów: owoce czy czekolada? Pudding chia czy gofry? Ach, te problemy!!!






Nadprogramowy dzień tego roku wykorzystałam na spotkanie z dawno nie widzianą koleżanką oraz odwiedzenie nowej Charlotte Menora przy przepięknym, niedawno zrewitalizowanym Placu Grzybowskim. Bistro skradło moje serce. Oprócz śniadań, z których Charlotte słynie, kartę poszerzono o dania kuchni żydowskiej. Na wiosnę i latem zdobycia stolika na tarasie będzie graniczyć z cudem.






Udanego marca Wam życzę. Ciepłego i słonecznego!
Bisous :*