Moja tiulowa obsesja jest Wam zapewne znana (nowych Czytelników odsyłam do Paryża i Santander). Ze smutkiem muszę jednak stwierdzić, że różowe tutu nie nadaje się do noszenia na co dzień (choć w połączeniu z bluzą przestaje wyglądać zbyt elegancko), a już całkowicie wykluczone jest zakładanie go do pracy (chyba, że tańczysz w balecie – jeśli tak to zazdroszczę Ci figury i nóg!). Długo szukałam tiulu, który będę mogła nosić ot tak, po prostu, bo mam na to ochotę. Wreszcie, po wielu miesiącach poszukiwań, znalazłam.
Po ostatnich kostiumowych zakupach potrzebowałam poprawić sobie humor. Weszłam oczywiście do Zary (bo gdzieżby indziej!). Przechadzałam się między wieszakami i rozglądałam z lekkim niesmakiem (obecna kolekcja nie jest szczególnie oszałamiająca, poza chlubnymi wyjątkami). I wtem, moim oczom ukazała się ona. Spódnica, nieco za kolano, z warstwą plisowanego (!) tiulu ozdobionego delikatnymi złotymi supełkami (planuję ponaszywać na nich maleńkie perełki….efekt WOW murowany). Spódnica kosztowała szalone 139,00 zł. Długo nie myślałam i po szybkiej przymiarce (dokonanej w zasadzie tylko proforma) zabrałam ją do domu.
Spódnica znajduje się w obecnej ofercie Zary. Nie radzę jednak kupować jej przez internet. Nie jest to tak precyzyjna robota jak u Fanfaronady, dlatego trzeba dokładnie przyjrzeć się wszyciu i zszyciu tiulu. W sklepie obejrzałam chyba trzy egzemplarze: w jednym tiul był krzywo zszyty i się marszczył, w drugim wszycie przy pasku było nieprecyzyjne i robiła się „torba”. Trzeci już był ok ;)
Wczoraj postanowiłam wyprowadzić ją na spacer. Jak to ja oczywiście połączyłam ją z bluzą (ale elegancką, bo ma złotą nitkę!) i tenisówkami. Ot, po prostu wygodny i ładny strój na niedzielne przedpołudnie :)
Udanego tygodnia Wam życzę!
Bisous :*



2 comments
Kasia
o mamuniu… spódnica wiadomo najlepsza… ale ten sklep… te róże, liście i patyki przed…. CHCĘ TAM BYĆ!!!!
MerCarrie
wierz mi, chcesz być w środku. Makaroniki, ciastka i czekolada… Raj Na Ziemi
:*