Widziałam się w sobotę z J. Wyglądała świetnie – odświeżone cięcie włosów, fajny makijaż, ale przede wszystkim świetne ciuchy. Ta sama paleta kolorystyczna – róż, liliowy, wrzos (nie – zachwyt nie miał nic wspólnego z moją obsesją różu, o której Wam niedawno pisałam). Wyraziłam swój podziw i skoncentrowałam swoją uwagę na bladoróżowym metalicznym, skórzanym pasku – takiego mi potrzeba, od kiedy zniszczyłam podobny. „Ach, to Promod. Kupiłam go za bezcen, serio. Pamiętasz, jak mnie kiedyś babka w sklepie namówiła na kartę lojalnościową? Zwróciła mi się przy wyprzedażach!” Faktycznie, byłyśmy z J. na zakupach i ekspedientka tak długo wierciła jej dziurę w brzuchu o zakup karty, że J. uległa. „Wiesz, jestem w całości ubrana w ciuchy z Promodu. Wchodzę tam, wszystko mi się podoba, pasuje na mnie. Nie mam problemów z zakupami.” „To zupełnie jak Ja z ZARĄ…” – odparłam. „No właśnie. Weszłam tam ostatnio i od razu pomyślałam o Tobie! Nic mi się nie podobało, nic nie mogłam dla siebie znaleźć. Musisz pójść ze mną – może mnie przekonasz i coś mi wybierzesz!”
Nasza rozmowa dała mi do myślenia. To, że J. nic się nie podobało mogło mieć dwa źródła: po pierwsze, ZARA ostatnio proponuje ubrania o hmmm nieco dyskusyjnej urodzie (na wyprzedażach kupiłam jedynie baleriny w panterkę na dziale dziecięcym, smokingowy żakiet i różowy kaszmirowy sweter, a bywały sezony, kiedy odnawiałam połowę garderoby), po drugie Promod zrobił jej pranie mózgu – jest już od niego uzależniona.
Trzeba się pilnować – można bardzo łatwo wpaść w pułapkę „marki”. Dokonasz parę razy kilku dobrych zakupów (bo akurat
wypuścili przyzwoitą kolekcję) i zaczynasz pozytywnie myśleć o danym sklepie. Jeśli dodatkowo marka nie miesza z rozmiarówką, możesz kupować ciuchy w ciemno – bez mierzenia! Idealne rozwiązanie. M. opowiadała, że jest uzależniona od sweterków z Mango – wszystkie są z tego samego materiału, mają identyczny fason. Różnią się li i jedynie kolorem. „Wchodzę do sklepu internetowego i te zakupy są tak cudownie proste – to forma relaksu”.
wypuścili przyzwoitą kolekcję) i zaczynasz pozytywnie myśleć o danym sklepie. Jeśli dodatkowo marka nie miesza z rozmiarówką, możesz kupować ciuchy w ciemno – bez mierzenia! Idealne rozwiązanie. M. opowiadała, że jest uzależniona od sweterków z Mango – wszystkie są z tego samego materiału, mają identyczny fason. Różnią się li i jedynie kolorem. „Wchodzę do sklepu internetowego i te zakupy są tak cudownie proste – to forma relaksu”.
Beznadziejnie przekonując samą siebie, że nie popadłam w pułapkę sieciówki, zajrzałam do swojej szafy… No dobra, wiedziałam doskonale, co tam na mnie czeka…. Marynarki, żakiety, spódnice, sukienki – (prawie!!) wszystkie z metką ZARY, torebki – to samo… Baleriny – też, ale jestem usprawiedliwiona, trudno znaleźć ładne butki w rozmiarze 35, a ZARA akurat daje tu radę. Słodki Panie, jestem beznadziejnym przypadkiem!
Dokonałam szybkiego rachunku sumienia. Nie wygląda to dobrze – jestem recydywistką. Kiedyś, jeszcze pod koniec podstawówki i na początku liceum ubierałam się wyłącznie w Jackpot (jestem stara…) (pamiętacie ten sklep?) i wyłącznie w za duże ciuchy (co mi przychodziło do głowy, że 3 były dobre! Patrzę na zdjęcia i własnym oczom nie wierzę). Potem przerzuciłam się na Promod. W międzyczasie była Polska firma – TROLL. W końcu pojawił się h&m i on zdominował moją szafę na baaaardzo długi czas. Zdradziłam go na rzecz Mango, aż w końcu przyszedł okres ZARY, która panuje nade mną niepodzielnie od kilku lat, czasem z COS zdarza mi się skok w bok – na szczęście nie mam poczucia winy.
Tak sobie myślę, że byłam klientem idealnym: wierna wybranym sieciówkiom i niechętnie zaglądałam gdzieś indziej. Obecnie staram się nie być purystką i zawsze zaglądam do innych sklepów. Szukam mierzę, oglądam. Ale nie wiem na czym to polega, nie mogę w nich znaleźć nic dla siebie – zawsze mi coś nie pasuje, wiec nerwowo łapiąc oddech wracam z podkulonym ogonem do ZARY i tam dopiero zaczynam racjonalnie myśleć (a w zasadzie nieracjonalne, bo zawsze wychodzę z nowym ubraniem). Zdecydowanie przydałaby mi się terapia. Obawiam się, jednak że jestem niereformowalnym
przypadkiem. Przynajmniej do czasu, kiedy będę sobie mogła pozwolić na ciuchy Isabel Marant sukienki Oscara de la Renty !A wy – macie sieciówkowe uzależnienia?
przypadkiem. Przynajmniej do czasu, kiedy będę sobie mogła pozwolić na ciuchy Isabel Marant sukienki Oscara de la Renty !A wy – macie sieciówkowe uzależnienia?
PS: właśnie w ramach odwyku zamówiłam w sklepie internetowym ZARY trzy pary balerin…nie ma dla mnie nadziei!
Last Saturday I met J. She looked fab – good haircut cool make-up and very nice clothes in the same color palette: pink, lilac, purple. I expressed my admiration and concentrated my attention on cute pale pink metallic belt. “Oh, the belt – from
Promod. It cost like nothing. Remember when a shop-assistant told me to buy a loyalty card? It totally paid off!”. Well, I remember when the other day we went for shopping, the shop-assistant was a brilliant seller – she forced J. to buy that card. J. continued: “You know, I’m wearing Promod – like total look. I go there and I don’t have any problem with choice”. “Oh…my case in ZARA” – I said. “Exactly. I went to ZARA and I thought about you in first place. I didn’t like anything there! You have to go with me and help!”
Promod. It cost like nothing. Remember when a shop-assistant told me to buy a loyalty card? It totally paid off!”. Well, I remember when the other day we went for shopping, the shop-assistant was a brilliant seller – she forced J. to buy that card. J. continued: “You know, I’m wearing Promod – like total look. I go there and I don’t have any problem with choice”. “Oh…my case in ZARA” – I said. “Exactly. I went to ZARA and I thought about you in first place. I didn’t like anything there! You have to go with me and help!”
I was thinking about our conversation next day. There may be two reasons why J. couldn’t pick anything: first – latest ZARA collections have been boring and uninteresting (during sales I bought only: leopard print flats, cashmere jumper and tuxedo
blazer – there were seasons, when I was exchanging almost half of my clothes), second: Promod just made J. brain-washed, she’s simply addicted to the brand.
blazer – there were seasons, when I was exchanging almost half of my clothes), second: Promod just made J. brain-washed, she’s simply addicted to the brand.
You really need to be very careful, once you lost your vigilance – you are trapped. You buy just a few pieces (because they made a quite nice collection) and you start thinking positively about a brand. If in addition they don’t mess with sizes of clothes, so you don’t have to try them, you are in trouble. M. once told me she is addicted to jumpers from Mango – all made of the same fabric, the same shape, but different colors. “You know, I enter the on-line shop. It’s so easy and smooth – I relax this way.”
Trying to convince myself, that I’m not-that-kind-of-girl not trapped by a brand, I opened my closet. OK, I knew exactly what to expect…Blazers, skirts, dresses – almost (ha! not all) all from ZARA. Flats also – but hey, in my defense I have to say it’s quite difficult to find nice shoes in EU size – 35… But to sum up – I’m a hopeless case!
I made a quick self-examination. I’m an old offender. At first there was Jackpot (do you even remember this brand?), than some Polish brand TROLL, than Promod, than h&m for a long time. I cheated h&m with ZARA and now we are in an unhealthy relationship. Sometimes I need a romance – these are the days when I shop in COS stores. I was a perfect client – always loyal to some selected brands and I didn’t shop elsewhere. Now I’m trying not to be such a purist, but it’s sooo difficult. ZARA is the place I know, its clothes fit me – it’s so safe, nice, smooth and comfy. Well reminding my closet – I need a rehab, that’s for sure. At least until I will be wealth enough to buy clothes from Isabel Marant and Oscar de la Renta :)
And you guys are you addicted to some brands?
PS: talking about rehab…just bought tree new pairs of flats in ZARA on-line shop (I was writing about it so much, I just had to scan some new arrivals…). Go save yourselves – there is no hope for me!!