W ostatnich dniach jestem w stanie myśleć wyłącznie o wakacjach – lato, słońce i perspektywa wylegiwania się nad brzegiem morza pochłaniają mnie całkowicie. Jestem zatem w doskonałym nastroju, żeby przedstawić Wam drugą porcję informacji o Santander.
Plaże
Jak wspominałam Wam w poprzednim poście, wybrzeże Santander to plaże. Hiszpańska Panna Młoda, żeby przełamać naszą rutynę związaną z odwiedzaniem wyłącznie El Sardinero, postanowiła zabrać nas w naprawdę piękne miejsce: Playa de la Arnia. Skały, jasny piasek i obłędny kolor wody robią duże wrażenie. Niestety, aby się tam dostać niezbędny jest samochód, ale cóż – mówi się trudno.
 IMG_0497

Na klifie otworzyli knajpę – Bar Restaurante El Cazurro. Pomysł genialny w swojej prostocie – widok z niej jest bowiem fantastyczny. Całkiem przyjemnie jest tam zjeść obiad, napić się wina lub kawy.

IMG_0020
Jedzenie
Wszystkie moje podróże kręcą się wokół jedzenia – co na śniadanie, co na obiad, gdzie na kolację, w którym miejscu dostanę najlepsze lody, w której piekarni sprzedają najsmaczniejsze bagietki. Jako pamiątki z wakacji najchętniej przywożę właśnie produkty spożywcze (zioła, oliwy, wina, przetwory, Speculoos itp.).
W poprzednim poście pisałam Wam, że w trakcie naszego pobytu odbywało się tygodniowe święto miasta (Semana Grande). W różnych miejscach (pod ratuszem, przy marnie, w porcie, przy plażach, przy ulicy „hotelowej”) były rozstawione budki lokalnych restauratorów, którzy serwowali wino, piwo i pinchos (tapasy). Wybór był duży: tortille, mini hamburgery, owoce morza, sałatki, skrzydełka kurczaka, pieczone mięso, ryby, pieczone warzywa – każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Dopchanie się do budek (niezależnie od części miasta) stanowiło nie lada wyzwanie – każdego wieczoru spotykali się przy nich absolutnie wszyscy – zarówno mieszkańcy, jak i turyści.
Nie samymi pinchos człowiek żyje, a że Santander to miasto rybackie, zażądałam ryb i owoców morza. Zostaliśmy zabrani do knajpy w części portowej. Klimat podobny do Centro Cabraliego w Brukseli – znów bez fikuśnej zastawy, ozdóbek i takich tam bzdur odciągających uwagę od jedzenia. Potrawy były przyrządzone w najprostszy możliwy sposób (grillowane), a jedynymi dodatkami były: bagietki, cytryna, oliwa i wino. Najlepiej.
IMG_0508

Uwaga, obiadki jedzone są wcześnie – ok 15. O najlepszej porze na plażowanie (po najbardziej niezdrowym słońcu) ze zdziwieniem obserwowałam pustoszejące leżaki. Uważałam to za szczyt głupoty, bo dopiero koło 13:30-14:00 zdobywałam się na odwagę i opuszczałam bezpieczny dla skóry cień mojego parasola. Tymczasem pozostali plażowicze zakładali ciuchy, zabierali koce i gdzieś szli…Gdzie – dowiedziałam się drugiego dnia, kiedy to wściekle głodna ok godz. 17 po powrocie z plaży próbowałam zjeść obiad w knajpie koło domu. Przy wejściu, na tablicy wypisane kredą były same smakołyki. Oblizując się i głośno przełykając ślinę zaczęłam wymieniać kelnerce, co bym zjadła. Ta nieczuła dziewczyna obwieściła, że kucharz o tej godzinie już nie pracuje (w domyśle – „Każdy ma prawo do życia prywatnego szanowna pani! Ci turyści!”) oraz że mogę zamówić pinchos. Ekstra po prostu! Skończyło się na jajecznicy i bagietce z jamon serrano…

Co do deserów – tylko lody z Regma. Są ogromne, obłędnie pyszne (lepsze jadłam chyba tylko w San Miniato w Toskanii). Zdjęcia brak – zanim pomyślałam, lodów już nie było – musicie mi zatem uwierzyć na słowo.

Wieczory
Każdy wieczór spędzaliśmy przy opisywanych Wam już budkach. Codziennie w innej części miasta. Nie czuliśmy potrzeby chodzić w inne miejsca. Chociaż muszę przyznać, że już pierwszego dnia w trakcie spaceru natknęliśmy się na bar na dachu restauracji Balneario de la Concha. Bardzo przyjemne miejsce – parasole, z głośników chill-out, widok na morze. Milusio. Wieczorem też fajnie, ale już bez widoku niestety.
IMG_0016  (edytowany)
wieczór na plaży z butelką CAVA – też milusio
Zwiedzanie
No cóż. Pod tym względem miasto kuleje. Uległam A. i chociaż ciągnęło mnie na plażę, wstałam skoro świt, żeby pojechać do Bilbao. Stolica Kraju Basków, ich drużyna w tym roku walczy o Puchar Króla – powinno być ciekawie. Straszeni widmem dnia świątecznego w całej Kantabrii („kupcie jedzenie na śniadanie! wszystko będzie pozamykane! WSZYSTKO!”) podjęliśmy desperacką próbę uzyskania w centrum turystycznym informacji, czy święto dotyczy także Kraju Basków. Zostaliśmy zapewnieni, że absolutnie nie – to dzień wolny tylko w Kantabrii. Taaaa….. Bilbao było zabite dechami – wszystko pozamykane, za wyjątkiem muzeum (na szczęście).
W Bilbao jest Muzeum Guggenheim’a. Architektura robi konkretne wrażenie. Ale wystawy w środku, niestety nie należały do porywających (wystawa Yoko Ono…może jestem ignorantką, ale ustawienie obok siebie buta, krzesła, pustej butelki i jabłka nie uważam za sztukę. Przepraszam, ale nie!).
A zatem do obejrzenia z zewnątrz – koniecznie, w środku – tylko pod względem architektonicznym, a co do wystaw…tylko jeśli mają jakąś ciekawą czasową – i nie jest to wystawa Yoko Ono.
IMG_0514IMG_0504
gry i zabawy z Yoko Ono – nie mogłam się powstrzymać!
Próbowaliśmy zjeść lunch. W tym celu udaliśmy się na starówkę (tam musi być życie). Niestety. W jednej knajpie jedzenie już się skończyło (!!!). W drugiej, wprawdzie było, ale niesmaczne. Reszta zamknięta…Wróciliśmy do muzeum dopchać się kawą i muffinami.
IMG_0512 IMG_0513
wszystko zamknięte, a turysta ziewa
IMG_0044 IMG_0011
Podróży do Bilbao nie wspominam jakoś szczególnie dobrze. Zwłaszcza, że w drodze powrotnej do Santander siedziały za mną nastolatki, które całą podróż, z częstotliwością co dwie – trzy minuty, dostawały wiadomość na WhatsApp (tak, miały ustawiony dźwięk ćwierkającego ptaszka…). Miałam ochotę wyrzucić im te telefony przez szyberdach!
Następny post też będzie w klimacie wakacyjnym – zapraszam!
Buziaki :*
_______________________________________________
I’ve been recently thinking about summer only (in general, I really love the idea of summer – just like Olaf does!). Beaches, drinks, waves, heat, sunglasses and constant relax. So, I’m in perfect mood to write second part of post about my trip to Santander.
Beaches
As I wrote you before, there are a lot of beaches in Santander. But The Spanish Bride took us to Playa de la Arnia – soooo FAB! Rocks, white sand and amazing sea color looked gorgeous!
There is a restaurant on the cliff – Bar Restaurante El Cazurro. Great idea – you can have a meal, drink or coffee and watch a brilliant view at the same time.
The only minus – you need a car to get there.
Food
In my travels everything is about the food: where we will eat a dinner, where I can but the perfect baguette, which gelateria has the best ice creams! I don’t buy regular souvenirs – I buy olive oil, wines, spices, herbs, Speculoos etc.
When we were in Santander, there was a Semana Grande. You could find places with pinchos y bebita  (tapas and drinks) in almost every place in town. By pinchos I mean: tortillas, mini hamburgers, fried chicken wings, salads, sea food, grilled meat, vegetables,  fishes etc. Pinchos y bebita were extremely popular – all of the citizens and tourists were hanging out together every single evening. It was so cool!
If you want to eat some fresh sea food – you have to go the port. Those restaurants are more like Centro Cabraliego in Brussels. You won’t find fancy food or designed interiors. Everything is simple. The only additions to dishes are: baguettes, lemon, oil and wine. Simple and perfect!
The one and only place to eat a dessert is Regma – delicious ice creams (better ice creams I ate only in San Miniato in Tuscany). I don’t have any photo –you have to believe me or google Regma.
Important tip – eating lunch/dinner is possible till 4 p.m. max. After that time cooks don’t work and it’s possible to eat pinchos only (that was the first unpleasant lesson I’ve been taught).
Evenings
Pinchos + wine. You need nothing more!
The very first day we visited terrace bar of Balneario de la Concha restaurant. Nice place, delicious drinks, chill-out music, perfect view – summer essentials.
Sightseeing
Santander is a place for relax, not for sightseeing/museum visiting. That is why we went to Bilbao. We heard something about a bank holiday in Cantabria, so we went to a tourist office to see if in Basque Country people also have a day off. Lady in a Tourist Centre told us it’s a great idea to go to Bilbao because the bank holiday is in Cantabria only….Yeah, right! Everything was closed and town was completely empty.
We went to Guggenheim Museum, which was open. The architecture is amazing, but the exhibitions inside – not so impressive (sorry, but Yoko Ono is not an artist: putting a shoe next to a chair, an apple and an empty bottle in not an art! Seriously!).
Because it was a bank holiday we decided to go to the old town to eat a lunch. In the old town everything should be opened – but not in Bilbao. In the first restaurant they were run out the food (?!!) in the second one – I’d like to forget the meal, it wasn’t good.
As you might suspect the trip to Bilbao wasn’t my favorite one. Oh, and the whole way back to Santander, some girls in the bus was receiving WhatsApp messages every two-three minutes (yep, the sound of incoming texts was irritating) – I wanted to throw off their mobiles (these teenagers!!!).
The next post will be also all about summer – stay tuned!
Bisous :*

You May Also Like

2 comments

Reply

Balnerario de la concha…A love it to breakfast in winter, when is rainny or windy out, with the angry sea in the other side of the window

Reply

OK so now I'm jealous!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *