Dom mody Dior zaskoczył fanów mody prostymi, białymi koszulkami opatrzonymi „rewolucyjnymi” hasłami. Marzeniem większości fashionistek jest oczywiście ta z napisem „we should all be feminists”. T-shirt właśnie trafił do sprzedaży i może być Twój za jedyne trzy kafle. Ja bym brała. Za darmo rozdają ;)
Kiedy zobaczyłam te koszulki na wybiegu, połączone z tiulowymi spódnicami, przewróciłam oczami i mruknęłam do siebie, że Ameryki nie odkryli. Sama parę lat temu w ten sam sposób łączyłam koszulkę z napisem „it girl” (haha), podobnie jak wiele innych dziewcząt. Przypomnij sobie, jaki był szał na produkty marki Shameless. Nie planowałam zatem kupować kolejnego t-shirtu opatrzonego Hasłem-Mającym-Zmienić-Świat. Do czasu, gdy zobaczyłam koszulki „Friends Sisters” – z tym oto hasłem mogłam się wszak śmiało utożsamić.
Jestem jedynaczką, ale mam osiem lat (!!!) młodszą kuzynkę, która jest dla mnie jak siostra. Z resztą nie mówimy o sobie inaczej, czym wprawiamy w konsternację wielu znajomych bliższych i dalszych. Zaczynają sobie oni bowiem wyobrażać losy naszej rodziny – bardziej tragiczne i skomplikowane niż bohaterów telenoweli.
Kiedyś, na jednej z imprez, opowiedziałyśmy koledze, że mamy różne matki, ale tego samego ojca. Że one się nie znosiły, ale my bardzo się kochamy i spotykamy się wbrew woli rodzin. Siostrzani Romeo i Julia! Kolega przechylił głowę, popatrzył na nas ze smutkiem i powiedział, że bardzo nam współczuje. Wyprowadziłyśmy go z błędu godzinę później.
Podobnych historyjek miałyśmy zawsze w zanadrzu wiele i kiedy nam się nudziło, lub trafiałyśmy na podatny grunt, opowiadałyśmy je ze upodobaniem.
(Swoją drogą ludzie potrafią uwierzyć we wszystko…W pierwszej klasie liceum powiedziałam koleżance na lekcji geografii, że będziemy wymieniać mapy i podręczniki, bo zmienili granice Europy. Decydenci uznali, że granica Europy to granica z Rosją, a nie jakiś tam Ural. Mają tylko problem z obwodem Kaliningradzkim. Koleżanka wybauszyła oczy, sięgnęła po atlas i zaczęła śledzić zmiany…Zlitowałam się nad nią, kiedy z mapą w dłoni postanowiła na forum klasy zapytać nauczycielki geografii jaki ma pomysł na rozwiązanie „problemu obwodu”…)
Wracając do tematu. Nie lubiłam mojej siostry. Była hałaśliwa, nieznośna, wściekała się o wszystko, gryzła i z uporem godnym lepszej sprawy wyrywała moim lalkom głowy, ręce i nogi. Nazywałam ją pieszczotliwie Antychrystem. Szczęśliwie bała się niektórych moich zabawek (na przykład pluszowej żaby rozmiarów pięciolatka), ustawiałam je zatem przy drzwiach do pokoju i wiedziałam, że blondwłosy szkodnik doń nie wejdzie.
Lubiłam się też nad nią znęcać. Uważałam, że to odwet za szykany kierowane przez jej matkę w stosunku do mojej (nasze matki to prawdziwe siostry). Otóż moja ukochana ciotka zamykała moją matkę w tapczanie i wesoło podskakując na poduszkach śpiewała „umrzesz, umrzesz, uuuumrzeeeesz”. To oczywiste, że musiałam się zemścić na latorośli tyranki.
Pewnego słonecznego, letniego dnia, kiedy bawiłyśmy się na poddaszu wiejskiego domu, obwieściłam pięcio lub sześcioletniemu dziecku: „A wiesz, jutro będzie koniec świata!”. Młoda zbystrzała, przestała mocować się z głową lalki i szeroko otwierając swoje ogromniaste, jasne oczy zapytała co to znaczy. Nie przestając czesać barbie odparłam: „No cóż, wybuchnie słońce i zacznie palić kosmos. Nie będzie planet, nie będzie lasów, morza nie będzie, domu nie będzie, psa nie będzie, rodziców nie będzie, CIEBIE NIE BĘDZIE”. Skończyłam dobitnie i ze stoickim spokojem zaczęłam wybierać kieckę balową dla lalki. Efekt był łatwy do przewidzenia. Młoda dostała takiego ataku histerii, że się wystraszyłam nie na żarty i bardzo długo musiałam ją uspokajać…
Irytowało mnie też to, że młoda chciała być MNĄ. Zapatrzona we mnie jak w obrazek, papugowała wszystko, co się dało. Chciała robić to samo co ja, wyglądać tak samo jak ja (wariatka: jest chuda, jak pies i zawsze patrzę na nią z zazdrością), oglądać, słuchać, czytać to samo co ja. Dlatego też zmieniałam zdanie co pięć minut, czym mieszałam jej w głowie skutecznie. Na ustawała w wysiłkach i tak bardzo chciała wkraść się w moje łaski, że zrobiłam z niej sobie służącą. Dziecko z radością przynosiło z kuchni: słodycze, napoje, jabłka, kanapki – wszystko czego sobie starsza siostrzyczka zażyczyła…
Jak tak sobie to teraz czytam, dochodzę do wniosku, że byłam OKROPNA i to cud boski, że mnie nie znienawidziła…
Człowieka zauważyłam w niej, kiedy przestała się wściekać, a zaczęła przekazywać swoje myśli i potrzeby sensownie, celowo używając zdań podrzędnie złożonych, czyli w okolicach piątej klasy podstawówki. Odkryłam, że pod tą strzechą blond włosów dużo dzieje i to dużo interesujących rzeczy. Zaczęłyśmy więc spędzać razem więcej czasu, ale już dla przyjemności, a nie z rodzinnego przymusu. Z każdym kolejnym miesiącem wzmacniała się łącząca nas więź i obecnie przypomina linę okrętową.
Zostałyśmy przyjaciółkami, tym bliższymi, że wiemy o sobie praktycznie wszystko. Rozmawiamy na każdy temat – nie ma dla nas tabu. Kiedy jesteśmy razem bez skrępowania urządzamy youTube party i śpiewamy na głosy „The Fox” Ylvis na zmianę z piosenkami z „Herkulesa”. Oglądamy pół nocy „Gossip Girl”, malujemy paznokcie i kręcimy filmiki używając filtrów ze snapa. Chodzimy z kocem na Pola Mokotowskie i leżąc na trawie gapimy się na drzewa czytając sobie na głos co bardziej idiotyczne porady z babskich magazynów. Kłócimy się na tematy polityczne, pożyczamy ciuchy, polecamy sobie książki i spotykamy się na śniadaniach w Charlotte. Młoda wchodzi do mojego domu i od progu krzyczy „Nakarm mnie”, a potem z pełnym brzuchem rozkłada się na kanapie pod kocem i pyta, co będziemy oglądać. Zna mnie też tak dobrze, że wie kiedy się lepiej do mnie nie odzywać, bo mogę wybuchnąć. Ja z kolei wiem, kiedy nabroiła i trzeba ją przytulić, żeby się uspokoiła. Krótko mówiąc, rozumiemy się bez słów i zawsze możemy na siebie liczyć.
Fajnie jest mieć przyjaciółkę. A nie, zaraz! Nie przyjaciółkę – lecz SIOSTRĘ!
Bisous :*
Dzisiejszy wpis dedykuję mojej ślicznej siostrze Ani i wszystkim innym przyjaciółko-siostrom.
Zdjęcia powstały na trzeźwo.
Nie, nie jesteśmy w gimnazjum.
2 comments
Anna
Heh, ja generalnie nie przepadam za koszulkami z napisami. Ale czasami wpadnie mi jakaś w oko – taka minimalistyczne, z krótkim i niegłupim hasłem ;)
PS U mnie start wyzwania artystycznego z ilustracji mody! Zapraszam ;)
MerCarrie
Wiem, pamiętam. Tylko wolną chwilę przy biurku muszę znaleźć ;)