Przyznajcie się, ile razy wysyłaliście wiadomości po kilku drinkach? Ile razy były to wiadomości wysłane do osób…,jakby to ująć, niewłaściwych? Jestem pewna, że każdemu z Was zdarzyło się to co najmniej raz. Na sto procent.
W ubiegły piątek C. miała spotkanie ze znajomymi z pracy. Szef miał wyśmienite czerwone wina i postanowił przeprowadzić degustację. Pracownicy ochoczo przystali na propozycję. Wina okazały się faktycznie wspaniałe, o bogatym bukiecie i odpowiedniej zawartości procentów. Jako że towarzystwo bawiło się świetnie, a wina się skończyły, uznali, że pójdą do baru na drinki. Tak też zrobili, wymyślając po drodze kilka zabaw, o których C. mówiła z lekkim zażenowaniem. Ale bez przesady.
– Okej, wiem, że to źle o mnie świadczy, ale nie pamiętam, jak znalazłam się w domu, na kanapie. To musiał być jakiś teleport. A kosztował dokładnie 16 euro – tyle kasy mi brakowało w portmonetce. Zasnęłam na tej kanapie momentalnie, starając się opanować wirowanie całego świata. Koszmar jakiś.
– C., nie ty pierwsza i nie ostatnia. Umówmy się, każdy z nas ma za sobą takie radosne przygody. Jakby nie było wszyscy studiowaliśmy!
– Olga, wiesz, to, że się wstawiłam nie jest takie straszne. Z resztą spójrz na mnie, wyglądam kwitnąco!
Faktycznie, jej cera jaśniała i dałabym sobie rękę uciąć, że grzecznie spędziła wieczór w domu, na kanapie, z maseczką na twarzy sącząc zieloną herbatę.
– No to co się takiego stało?
– Jak się zdrzemnęłam, ciągle w raczej swobodnym nastroju, sięgnęłam po telefon.
– Nie….
– Aha, właśnie tak!
– I co zrobiłaś? – zapytałam słabo ciągle mając nadzieję, że po prostu zagrała w Candy Crush…
– Napisałam do X.
– Nie! Poważnie? – już nawet Adam się uaktywnił.
– Niestety poważnie. Napisałam, że życzę mu wszystkiego dobrego w nowym roku. Że mam nadzieję, że jest szczęśliwy i że u mnie wszystko w porządku. I że jego nowa kobieta jest piękna.
– Słodki Panie…
– Aha, ale wyobraźcie sobie, odpisał. Że też życzy mi wszystkiego dobrego i jakieś tam bla, bla.
– O matko.
– Ale to nie koniec! Potem napisałam do Y. (Y. jest jej obecnym zauroczeniem. Oczywiście nie są razem.) Też mu napisałam jakieś bzdury. I uwaga…wysłałam mu zdjęcie X.
– Po co do ciężkiej cholery wysłałaś mu zdjęcie byłego? I w ogóle, po co trzymasz jego zdjęcie w telefonie?
– Czasem sobie wspominam, dajcie spokój. Nie wiem po co wysłałam, na pewno miałam jakiś zamysł, ale jakoś nie umiem go odtworzyć. W ogóle nie do końca pamiętam, jak to się stało, że wysłałam te wiadomości. Nie mogę sobie przypomnieć, aby mój mózg skierował komunikat do palców, żeby napisały smsy. Ech. No cóż.
– A jak zareagował Y.?
– Rano napisałam do niego, że go przepraszam i już nigdy więcej nie wypiję ani kropli alkoholu. Na co on odpisał, że bardzo żałuje, że nie widział mojej miny, kiedy rano spojrzałam na telefon. Widok musiał być bezcenny… Jestem totalnie beznadziejna!
Żeby ją trochę pocieszyć przytoczyliśmy nasze historie. W porównaniu z nią wyszliśmy na lekkich lamusów, ale trudno.
Adam, kiedy byliśmy w pierwszym etapie naszej znajomości (czyli po kilku latach – przed ślubem spotykaliśmy się prawie dekadę), wrócił nad ranem z imprezy z kolegami. Koniecznie chciał się tym pochwalić i napisał: „Ależ strzeliłem sobie dziś wyśmienite browarki. Może i ciut za dużo. Nawet na pewno. W zasadzie to jestem nieźle zrobiony. A kaszaneczka…” Domyślam się, ortografia mogła być nie końca poprawna. Smsa tego planował wysłać do swojej ukochanej, czyli do mnie. Wysłał do mojego Ojca. Tata lojalnie przez te wszystkie lata go nie wsypał. Męska solidarność!
Szczerze mówiąc nie wysyłałam nigdy pijackich smsów, których musiałabym się szczególnie wstydzić. Owszem, miały dyskusyjną ortografię, czasem komuś nawrzucałam, czasem przesłałam o jednego buziaka za dużo. Ale na wszystko byłam w stanie machnąć ręką. Najgorsza wtopa przytrafiła mi się na trzeźwo.
Kiedyś napisałam do Adama smsa następującej treści: „Kochanie, właśnie zjadłam wyśmienity obiad. Żałuj. Ale może zdążysz na deser…Zapraszam…Czekam…”. Kiedy po dziesięciu minutach nie otrzymałam odpowiedzi, sięgnęłam po telefon, żeby napisać myślę o adresacie (trzeba mieć trochę godności!). Otworzyłam konwersację i …. mojej wiadomości tam nie było. Pełna niepokoju weszłam do folderu wysłane. Tak jest. Była. Wysłana nawet. Do mojego szefa…
Następnego dnia w pracy śmiejąc się głośno (a on się śmiał BARDZO głośno) zapytał tylko, czy obiad był obficie zakrapiany winem. Nie wyprowadzałam go z błędu, uznałam, że lepiej, żeby myślał, że się ubzdryngoliłam, niż że nie umiem obsługiwać telefonu. Potem czasem przypominał mi tę nieszczęsną sytuację na imprezach pracowniczych, kiedy dolewając mi wina do kieliszka mówił: „Tylko pani Olu. Nie wysyłamy już dziś żadnych smsów, tak?”
No właśnie. Czasem powinno się nam te telefony po prostu pozabierać. Kurczę, ale wszystkiemu tak naprawdę jest winna technika, a nie my!
Jeszcze dwadzieścia lat temu komórki nie były powszechne. Częściej korzystano z maili. Ale żeby wysłać pijackiego maila trzeba było: usiąść przy biurku, włączyć komputer stacjonarny (bardzo nisko się schylając, więc z tego krzesła można było zlecieć), włączyć monitor i wreszcie połączyć się z internetem (przez taką Telekomunikację Polską na przykład). Trwało to wieki i przez ten czas delikwent mógł zapomnieć, co chciał napisać, mógł się zniechęcić lub po prostu zasnąć. Jeszcze wcześniej praktykowano wysyłanie tradycyjnych listów. To rozwiązanie miało niewątpliwą zaletę, że zanim list został wysłany, autor zdążył wytrzeźwieć, przeczytać swoje wiekopomne dzieło i wyrzucić je do śmieci.
Jak sami widzicie, technologia nasz wróg!
W Warszawie jest ciekawa usługa dotycząca samochodów. Jak napijesz się alkoholu, dzwonisz po miłych panów, oni przyjeżdżają i odwożą cię do domu twoim własnym samochodem. Kosztuje to nieco więcej niż taksówka, ale przynajmniej nikomu głupoty do głowy nie przychodzą.
Tak samo powinno być z telefonami. Usunięcie numeru byłego nic nie da, bo jakimś cudem znasz go na pamięć. Może powinniśmy wszyscy zainstalować sobie aplikację, która blokuje poszczególne numery. Jeśli chcesz na nie zadzwonić lub wysłać wiadomość musisz podać jakiś wredny kod (daszki, cyfry, znaki zapytania, myślniki i takie tam). Jest coś takiego na rynku? Jeśli nie, ktoś powinien o tym pomyśleć. Myślę, że zbiłby majątek!
A jakie są Wasze doświadczenia i żenujące historie?
Mam nadzieję, że byliście grzeczni w weekend!
Miłego tygodnia.
Bisous :*
2 comments
Maria
Najgorsze wtopy przytrafiają się na trzeźwo :D
MerCarrie
takie najdłużej się pamięta ;)))