Pewna siebie w sześciu krokach, pięć sposobów na błyskawiczną pewność siebie. Internet pęka w szwach od złotych porad i gotowych recept, po zastosowaniu których staniemy się taranami idącymi przez życie bez mrugnięcia okiem. Szpilki, czerwona szminka i palec wskazujący ze świeżym manicure będą naszymi drogowskazami.

Wiesz co o tym myślę? Myślę, że to bzdura. Być może porady w stylu: powtarzaj sobie rzeczy, w których jesteś dobra, chodź wyprostowana, niech twój uścisk dłoni będzie zdecydowany i takie tam, mają znaczenie w stosunkach profesjonalnych (kiedy na przykład wchodzisz na salę rozpraw jako świeżo upieczony adwokat, który już nie może ukryć się za plecami patrona i nerwowo poprawiasz togę powtarzając sobie w myślach niczym Zygzak „jestem szybka, jestem świetna, mam to!”).
Ale w życiu codziennym…? Przecież te wszystkie rady można swobodnie odłożyć na półkę obok zbyt ciasnych dżinsów i portek treningowych (miały leżeć obok siebie, że niby taka motywacja). Jak być pewną siebie na co dzień? I czy się da?

Pewność siebie przychodzi z wiekiem. Wiem coś o tym.

Przebyłam długą drogę. Począwszy od liceum, kiedy to w mojej tak zwanej elitarnej szkole na każdym kroku powtarzano nam, że jesteśmy głąbami i jest kilkanaście osób chętnych na zajęcie naszego miejsca (co więcej, wtedy faktycznie tak było), kiedy wydawało mi się, że wszystkie dziewczyny dookoła są bardziej oczytane, lepiej ubrane i w ogóle takie fajniejsze ode mnie. Przez studia, kiedy wreszcie pozwoliłam prawdziwej sobie wyjść z okopów – z podniesioną głową i w pełnym rynsztunku bojowym, a nie ze smętnie powiewającą białą flagą niczym Francja w czasie drugiej wojny światowej. Wreszcie zaczęłam żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami, mówiłam co myślę, nie wstydziłam się siebie i moich idiotycznych pomysłów. Na zdjęciach wprawdzie wychodziłam jak szafa gdańska, bo świadomości ciała nie miałam za grosz (nie żeby to się szczególnie zmieniło), miałam idiotyczną fryzurę (chyba jednak nie wrócę do grzywki)(choć kusi!)(muszę przestać obserwować Caroline de Maigret na Instagramie!), ale mimo to polubiłam siebie.

Teraz po latach pracy nad sobą, mogę śmiało powiedzieć, że jestem pewną siebie kobietą. Mam do siebie dystans, umiem śmiać się ze swoich wad. Wydaje mi się, że w tym tkwi siła, ale wystarczą drobiazgi, by ta pewność siebie posypała się jak domek z kart.
Drobiazgi? Tak, właśnie drobiazgi.

Zakładasz nową koszulę, malujesz usta czerwoną szminką. Przed wyjściem rzucasz okiem w lustro i uśmiechasz się do siebie. Jest super. Siadasz w kawiarni, zamawiasz ulubione cappuccino i sięgasz po gazetę. Jest Ci dobrze, czujesz się świetnie. Kelner stawia przez Tobą filiżankę z pachnącym naparem. Chcesz wziąć łyk i pół zawartości porcelanowego naczynia ląduje na nowej koszuli. I spodniach. Wiesz, że nie możesz wrócić do domu, żeby się przebrać. Humor Ci się zważył i każde spojrzenie w Twoim kierunku rzucone na ulicy nabiera nowego znaczenia…

Albo wychodzisz na spotkanie ze znajomymi. Siedzicie, śmiejecie się, spędzacie przyjemny wieczór. Wtedy pojawia się Ona: inna koleżanka/nowa dziewczyna Twojego przyjaciela/znajoma znajomej. Zaczyna mówić, uśmiecha się i ma w sobie coś takiego, że natychmiast wracasz do okopów. Czujesz się brzydka/głupia/źle ubrana/mało interesująca…Wycofujesz się i zamykasz w sobie. A przecież było tak miło!

Wreszcie idziesz ulicą. Przechodzisz obok kawiarnianego ogródka i dokładnie w momencie, w którym mijasz jeden ze stolików, słyszysz wybuch śmiechu, twoim zdaniem takiego podszytego drwiną. Jesteś pewna, że śmieją się z Ciebie. I nie jest ważne, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nawet Cię nie zauważyli, zajęci rozmową i swoimi sprawami. Przez ten ułamek sekundy czujesz się jak Brzydula Betty.

Dlaczego żaden z tych super – mądrych internetowych poradników nie mówi jak radzić sobie w takich sytuacjach? A przecież wystarczy kąśliwa uwaga, szpila wbita przez koleżaneczkę, szybkie spojrzenie spod zmrużonych powiek, potknięcie się podczas wielkiego wejścia na przyjęcie i tracimy grunt pod nogami…

Jak sobie z tym poradzić? Wziąć głęboki wdech, zebrać całą odwagę i…odpuścić…

Koszulę można wyprać w toalecie i spróbować wysuszyć suszarką do rąk pamiętając o Jasiu Fasoli. A jak ktoś wejdzie do łazienki? Szeroki uśmiech załatwi wszystko.

Do Tej Kobiety po prostu podejdź i zacznij z nią rozmawiać. Albo okaże się fajna i zyskasz nową koleżankę, albo okaże się być suką pierwszej wody i będzie Ci już wszystko jedno.

Gdy usłyszysz śmiech za plecami, odwróć się i stań oko w oko ze strachem. I co? Oglądają filmik na komórce? A może po prostu pogrążeni w rozmowie nie zwracają uwagi na nic dookoła.

A jeśli ktoś rzuci pod Twoim adresem złośliwość najlepiej to przemilcz. Brak reakcji bywa najsroższą karą. Poza tym umówimy się, najlepsze i najbardziej cięte riposty wymyślamy kilka dni później, w łóżku, kiedy próbujemy zasnąć (nie wiem jak Ty, ale ja już odgryzłam się za wszystkie nieprzyjemności, które spotkały mnie od wczesnej podstawówki)(zawsze w wyobraźni jestem taka zimna i inteligentna, jak bohaterka jakiegoś filmu albo serialu).

Mam niestety złą wiadomość. Ta wewnętrzna walka nigdy się nie skończy, ale z czasem przestanie być trudna. Z czasem zauważysz, że łatwiej jest się z siebie śmiać niż brać zawsze na serio. Jak Jennifer Lawrence, kiedy wywinęła orła na gali Oscarów. Bo pewność siebie to także umiejętność zdystansowania się do własnych słabości. A czy to nie one czynią nas interesującymi?

Bisous :*

You May Also Like

11 comments

Reply

Ciekawy tekst…jak zawsze trafiasz w sedno?dlatego czesto i z ochota tutaj zaglądam. A wracając do tematu…to ja pewnosc siebie, zdystansowanie i umiejętność śmiania się ze swoich słabości, wad, kompleksów. …zyskałam bezapwłącznie gdy zostałam mama ? Pozdrawiam!

Reply

Ten etap mam jeszcze przed sobą, więc ratuję się, jak mogę ;)

Buziaki i dziękuję za miłe słowa!
:*

Reply

To ja! ? Zawsze myślę, że ktoś się ze mnie śmieje albo obgaduje a riposty przychodzą tydzień, ba! miesiąc albo całe lata po fakcie ? A w myślach, tak jak piszesz, najodważniejsza ?

Reply

:))))

no właśnie…no właśnie…

Siły moja Droga!
:*

Reply

Matkooo cala prawda wreszcie opisana jak należy. I mam tak samo… te okopy… czas dorosnąć i stanąć twarzą w twarz. Masz 100% racji i dzięki Ci za ten tekst.

Reply

jest nas więcej… :)
:*

Reply

a już myślałam, że tylko jak tak mam z wymyśleniem idealnej riposty po kilku dniach. Super tekst. Czytam Cię z przyjemnością.

Reply

Mistrz ciętej riposty był tylko jeden. I do tej pory jest bohaterem dowcipów ;)
Buziaki
:*

Reply

Reply

jakie prawdziwe…

Reply

:*

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *