Kiedy planowałam wyjazd do Marrakeszu, spotykałam się ze skrajnymi opiniami. Część pytanych osób była zachwycona i polecała ten kierunek z całego serca, a część powtarzała „nigdy więcej”.
Postanowiłam wybrać się w tę krótką podróż z otwartym umysłem, niczego nie oczekując. Dlatego chłonęłam atmosferę miasta jak gąbka. Fascynowało mnie wszystko.
Ośle zaprzęgi, kobiety i mężczyźni w tradycyjnych strojach, śpiew ptaków, różowe anteny satelitarne, śpiew muezzinów wzywających do modlitwy (choć akurat ten po trzeciej rano może wystraszyć), zapach tażin z kurczaka w sosie cytrynowym.
Zauważyłam, że w Marrakeszu wszyscy są czymś zajęci. Rzadko który kurs rowerem, skuterem czy motorynką był „pusty”. Praktycznie za każdym razem kierowca coś przewoził: owoce, jagnięce łby, tkaniny. Najbardziej podobali mi się chłopcy, którzy wozili dania na wynos. W Warszawie taki chłopaczek miałby jakąś torbę termiczną lub plecak. W Marrakeszu w wyciągniętej przed sobą ręce po prostu wiezie się gorący i parujący tażin.
Dla mnie, dziewczyny nie wystawiającej nosa poza Europę, Marrakesz był cudownym doświadczeniem, które będę wspominać z przyjemnością.
Myślę jednak, że tak dobre doświadczenie zawdzięczam wcześniejszemu przygotowaniu do wyjazdu. Chciałam wiedzieć, czego mam oczekiwać wybierając się do kraju muzułmańskiego i jak zapobiegać potencjalnie niewygodnym sytuacjom.
Dlatego w jednym miejscu postanowiłam zebrać swoje doświadczenia i zdobyte wcześniej informacje.
Religia a Ubiór
Maroko jest krajem muzułmańskim, lecz przed wyjazdem spotkałam się z informacjami, że w Marrakeszu młode dziewczyny i kobiety noszą się „po europejsku” (cokolwiek to znaczy). Podczas naszego pobytu w Marrakeszu Marokanek, które nie miały przykrytych włosów spotkałam niewiele, a i tak większość z nich to były kobiety pracujące w modnych knajpach czy sklepach.
Weź także pod uwagę, że jadąc do Marrakeszu będziesz przebywać głownie na Medynie. Medyna, jako stare miasto, jest zamieszkała głównie przez konserwatywnych muzułmanów. Widok kobiet w burkach nie jest rzadkością.
Dlatego Ty też dostosuj swój strój. Krótko mówiąc miej przykryte ramiona, daruj sobie głębokie dekolty i wybieraj długość za kolana.
Dla mnie dobór garderoby był o tyle skomplikowany, że noszę dość głębokie dekolty „V”, bo po prostu dobrze w nich wyglądam. Problem rozwiązała jedwabna halka, którą zakładałam pod wszystkie sukienki oraz jako top pod koszulę.
Naturalnie wiele turystek ma problem z dostosowaniem swoich stylizacji do miejsca, w którym się znalazły. Wiedziałam dziewczyny rozebrane bardziej niż na plaży w Saint Tropez, w mikro szortach ledwo zakrywających pośladki, plażowych sukieneczkach na ramiączkach, z gołymi brzuchami. Szczerze mówiąc nie mogłam wyjść z podziwu, że w otoczeniu kobiet w burkach czy hidżabach, nie miały ochoty kupić szala, żeby choć trochę okryć ramiona.
Szczepienia, Jedzenie i Zemsta Faraona
Przed wyjazdem do Maroka nie są wymagane żadne szczepienia. Zalecane są jednak te przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby A i B, przeciwko polio, tężcowi i błonicy – przydadzą się także w Europie, szczególnie te przeciwżółtaczkowe. Spotkałam się także z informacją, że sugerowane są szczepienia przeciw wściekliźnie i durowi brzusznemu. Na to ostatnie namawiała mnie lekarka w przychodni medycyny podróży, ale podziękowałam. Od innego lekarza wiem, że szczepienia przeciw durowi nie zapobiegają tradycyjnym zatruciom salmonellą, tą pochodzącą z drobiu, jajek czy rozmrożonych lodów.
Wedle mojej wiedzy szczepienia należy wykonać minimum cztery tygodnie przed wyjazdem.
Niezależnie od szczepień należy pamiętać przestrzeganiu higieny.
Po pierwsze pod żadnym pozorem nie wolno pić wody z kranu (to się tyczy także lodu do drinków). W Maroko w wodzie występuje ameba i łatwo jest zachorować na amebozę. Uważaj także w basenie. Pływaj zawsze z głową nad powierzchnią wody.
Zęby należy myć w wodzie mineralnej. Dla mnie było to szczególnie trudne, bo pchałam szczoteczkę pod kran z przyzwyczajenia. Spróbuj także wziąć prysznic i umyć włosy tak, aby nie napić się wody. Nie zwracamy na to uwagi na co dzień, więc trzeba się pilnować.
Twoimi najlepszymi przyjaciółmi niech będą chusteczki i płyny antybakteryjne – przed każdym posiłkiem myj ręce w wodzie z mydłem lub używając właśnie płynu.
Kupowane na ulicy owoce podobno należy myć i obierać ze skórki. Zastanawiam się tylko, jak postępować z truskawkami…
W kwestii jedzenia są dwie szkoły.
Część uważa, że jedzenie na ulicy czy na placu Jemaa el-Fna jest zupełnie bezpieczne i polecają różne stragany, które warto odwiedzić.
Z kolei reszta sugeruje stołowanie się w sprawdzonych knajpach oraz w riadach/hotelach.
Ja należę do drugiej grupy. Nie chciałam sobie psuć wyjazdu zatruciem pokarmowym, więc wybierałam polecane przez innych turystów restauracje i ani razu się nie zawiodłam.
Wybierz się do Le Jardin, Terrasse des épices czy do Café Arabe. W tych dwóch pierwszych koniecznie musisz mieć rezerwację. Właśnie z powodu braku rezerwacji niestety nie udało nam się dostać do La Famille, podobno świetnej restauracji.
Natomiast zdecydowanie najlepszą kolację jedliśmy w naszym riadzie w dniu przyjazdu do Marrakeszu. Absolutna eksplozja smaków.
Aby przygotować brzuszki do nieco odmiennej flory bakteryjnej, na dziesięć dni przed wyjazdem zaczęliśmy brać probiotyk Dicoflor (jedna tabletka dziennie), a podczas samego pobytu w Marrakeszu kontynuując kurację łykaliśmy już po trzy tabletki. Nie mieliśmy żadnych problemów żołądkowych, ani innych sensacji, ale czy to był efekt jadania w dobrych knajpach czy łykania probiotyku, czy obu rzeczy na raz, nie jestem w stanie sprawdzić…
Na co uważać, czyli jak to jest z tymi naciągaczami
Spotkałam się z ogromną ilością opinii, że europejski turysta jest dla wielu Marokańczyków dojną krową i nie można mu pozwolić, by zabrał dewizy do domu. Dlatego co chwila będą cię namawiać do zakupów, będą naciągać na usługi, których nie zamawiałeś (rzekome oprowadzenie po mieście lub doprowadzenie do riadu czy restauracji).
Pierwsza i podstawowa zasada – jeśli czegoś nie chcesz to po prostu powiedz nie. Nie spotkałam się z natrętnymi handlarzami na soukach, pojedyncze pokrzykiwania w stylu „special prize my friend” w ogóle mi nie przeszkadzały. Dla osób, które nigdy nie miały do czynienia z arabskimi metodami handlu, spacer po placu Jemaa el-Fna może być niepokojący. Handlarze bowiem na widok przechodnia zaczynają wykrzykiwać, że najlepszy towar właśnie u nich i zaczynają namawiać do próbowania. Identyczny klimat panuje na brukselskim targu Clemencau, więc nie byłam aż tak zaskoczona.
Jak wspomniałam najbardziej trzeba uważać na samodzielnych rekinów biznesu. Jakiś chłopaczek przewiózł nam na wózku walizki do riadu i oczywiście oczekiwał kasy. Mieliśmy same „grube” i trochę monet. Daliśmy mu dwa euro, a on „mister, give me five!”. Oczywiście nie dostał, ale do tej pory żałuję, że nie przybiliśmy mu „piątki”.
Na ulicy jedna dziewczynka chyba chciała się zabawić w przewodniczkę, bo złapała mnie za ramię i udawała, że nas gdzieś prowadzi. Wyswobodziłam ramię, zwolniłam i wślizgnęłam się do knajpy, do której i tak szliśmy.
My nie mieliśmy żadnych przykrych doświadczeń, ale poczytaj w Internecie historie innych blogerów (na przykład tutaj). Myślę, że warto wiedzieć, by później dusić nieprzyjemnie sytuacje w zarodku.
Informacje praktyczne
Na koniec garść informacji, które mogą Ci się przydać
Wybierając datę wyjazdu koniecznie sprawdź, kiedy jest ramadan. Podczas tego święta muzułmanie pracują krócej (lub w ogóle) i wiele obiektów jest zamykanych wcześniej.
Na granicy musisz wypełnić kartę wizową. Musisz podać swoje dane, numer paszportu, numer lotu a także adres pobytu w Maroko – miej te informacje wcześniej przygotowane. Kartę sugeruję wypełnić już stojąc w kolejce, bo bywa, że czekania jest na prawie godzinę. Chyba że jesteś z dziećmi – dla rodzin z dziećmi i starszych osób są oddzielne kolejki.
Internet. Zaraz po przejściu granicy w części odbioru bagażu spotkasz przedstawicielki sieci komórkowej. Kartę SIM dostajesz za darmo i od razu możesz ją naładować. 10 euro to z tego co pamiętam 5G Internetu. Mapy, GPS, telefony przez WhatsApp czy Instagram nie puszczą Cię z torbami.
Walutą są marokańskie Dirhamy (MAD). Najlepiej jest je wypłacać z bankomatów. Warto też mieć trochę euro, bo na soukach, kiedy zabraknie ci Dirhamów, możesz różnicę dopłacić w euro.
Zanim wsiądziesz do taksówki od razu ustal, gdzie jedziesz i jaka będzie cena. W przeciwnym razie łatwo o hmmmm….nieporozumienie.
Marokańczycy nie lubią być fotografowani. Dwa razy zdarzyło się nam, że zostaliśmy obsztorcowani za robienie im zdjęć, chociaż fotografowaliśmy coś zupełnie innego…
Mam nadzieję, że rozwiałam Twoje ewentualne wątpliwości.
Jeśli czegoś jeszcze chciałabyś się dowiedzieć, napisz do mnie maila lub komentarz, a postaram się pomóc.
Wszystkie zdjęcia z dzisiejszego wpisu zostały wykonane Zenitem – E, starym analogowym aparatem na baterię słoneczną.
Bisous :*
5 comments
Moni
A ja się zastanawiałam czy Europejki noszą się normalnie czy jednak dostosowują do tamtejszej kultury…Super tekst i bardzo przydatny. Ja jak narazie boję się wyściubić nosa poza Europę🙊
MerCarrie
Niektórym dziewczynom „wodę z mózgu” robią kolekcje rożnych marek inspirowane Marrakeszem…gołe brzuchy, ramiona, spódnice kopertowe z bardzo głębokim rozcięciem – i potem chcą to odwzorować jeden do jednego…
Na IG z kolei wiele zdjęć jest robionych w hotelach czy riadach, gdzie nieco wiecej wolno i też można miec mylne wrażenie, że oto proszę Zoe123 w mini na ramiączkach, czyli spoko! ;)
Ja zaczynam łapać „bakcyla”…mamy na oku kolejny kierunek…zobaczymy, czy się uda
:*
Moni
Też tak mi się wydaje, że na Insta jest dużo inspiracji i potem dziewczyny myślą, że wszystko wolno. W sumie też myślałam, że wolno oglądając zdjęcia na Instagramie… Ale jak to mówiłam do mojego Tomka, że w kraju muzułmańskim wolałabym się dostosować do ich obyczajów, niż mieć niemiłe przygody. Zresztą ja uwielbiam suknie maxi itd. A ta Twoja z Tova jest cudowna, też chcę… Ale już tyle ciuchów nakupowałam… Taka dygresja;)
Martyna Soul
Kochana, zdjęcia cudowne. Marrakesz mimo swojego specyficznego stylu mnie zauroczył. Mój mąż stwierdził, że nie chciałby tam wracać, a ja tak – i to na trochę dłużej. Kiedyś go namówię;) Mnie ciągnie do krajów arabskich – nie wiem dlaczego? Może w tamtym wcieleniu byłam Arabką;) Nie mieliśmy żadnych problemów pokarmowych – braliśmy też probiotyki. Wszystkich zasad higieny, o których piszesz przestrzegaliśmy – i myślę, że nie ma się czego obawiać. Maroko jest cudowne! Pozdrawiam.
MerCarrie
Na naszej liście są jeszcze Jordania, Iran i chciałabym jeszcze na chwilę wrócić do Maroka, ale na wybrzeże i do szafirowego miasta.
Nie ciągnie mnie natomiast do Egiptu, Turcji czy Emiratów…
Zobaczymy co z tych planów wyjdzie, a Tobie życzę powrotu do krainy riadów :)