Z czym Wam się kojarzy gotowanie na jachcie i żeglarskie jedzenie? Pewnie Ci z Was, którzy brali udział w obozach żeglarskich pamiętają konserwy wszelkiej maści (najlepiej z tuńczykiem lub paprykarzem szczecińskim)(paprykarz na obozach smakuje zupełnie inaczej…ciekawe), sosy z torebki lub słoików, makarony, kisielki w proszku, gorące kubki i oczywiście zupki chińskie Vifon. Świeże produkty, na przykład taka sałata czy (o zgrozo) mięso, pojawiały się sporadycznie.

Muszę przyznać, że podczas naszego pierwszego chorwackiego rejsu, tego sprzed niemal ośmiu lat, wyżywienie było zdecydowanie w starym stylu. Nigdy w życiu nie zjadłam tyle tuńczyka z puszki: w sałatce, paście do chleba, makaronie. Cud boski, że się w tego tuńczyka nie zamieniłam. Pikanterii oczywiście dodaje fakt, że pływaliśmy po pełnym ryb morzu i nocą regularnie mijaliśmy krewetkowce…Ale nie, przecież nie będziemy samodzielnie tych morskich skarbów przyrządzać!

Te czasy szczęśliwie już minęły. Dobre jedzenie, oprócz tego, że jest dobre jest także modne. Dzięki programom i blogom kulinarnym oraz książkom kucharskim każdy z nas może zostać Mistrzem Patelni i Bogiem Wypieków. Takie umiejętności nie mogą się zmarnować i miło jest się nimi popisać – korzyści dla wszystkich stron. Jeśli do tego dodać owoce morza samodzielnie wskakujące z wody bezpośrednio na grilla, orgię kulinarną mamy zapewnioną.

Zanim jednak na talerzu wylądują przysmaki godne Master Chefa, należy się zorganizować. Podczas naszego rejsu obowiązywały wachty kambuzowe (nie pływaliśmy nocą, więc nie ustalaliśmy nawigacyjnych) – każdego dnia dwie inne osoby miały obowiązek gotować. Na Szefie Kambuza spoczywało sprawdzanie zaopatrzenia: czy mamy wszystkie produkty, czy nie brakuje wody butelkowanej, a przede wszystkim czy nie brakuje wina. Bez wina żeglować się nie da.
Ogarnięcie kilkudniowego menu dla siedmiu osób (sześciu dorosłych i jednego nastolatka) nie jest łatwe, zwłaszcza, że planując listę zakupów musisz wziąć pod uwagę trasę rejsu. Może się bowiem okazać, że przez dwa lub trzy dni nie zacumujesz w miejscu, w którym znajdziesz dobrze wyposażony sklep. Należy też pamiętać o budżecie, a tego nikt nie lubi.
Potem już wystarczy ruszyć do podboju podniebień członków załogi nie zważając na fale i chorobę morską. A kiedy ma się już dość stania przy garach, zawsze można pójść do knajpy!

Zapraszam Was na rejs dla smakoszy, czyli Kuchnię pod Żaglami „Pasji”.

Naleśniki z Owocami

Jako mistrzyni śniadań, postanowiłam zaserwować naleśniki, ale trochę oszukane, bo amerykańskie pancakes. Mniej z nimi roboty, smaży się je szybciej, niż tradycyjne, a i efekt WOW znacznie większy ;) Uwaga, robiłam je, kiedy bujało, było wściekle gorąco i było mi niedobrze (jak zawsze z głodu…)(być może miałam też lekką chorobę morską).

W każdym razie smakowały i wyglądały obłędnie! Duma.

MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie

Pieczona Ośmiornica z Ziemniaczkami

Specjalność Kapitana. Ośmiornica była doskonała, ziemniaki idealnie upieczone – chrupiące i przesiąknięte smakiem ośmiornicy. Do tego nieco domowego wina, dużo uśmiechu i piękny zachód słońca.

MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie

Krewetki z Pieczonymi Pomidorami i Sałatą

Krewetki kupiliśmy na targu w Zadarze. Podsmażone z czosnkiem z dodatkiem pieczonych pomidorów i siekanej natki pietruszki smakowały wyśmienicie. Proste i szybkie danie, którego sekretem są świeże składniki. Nie zapominajmy o domowym winie, słońcu, szumie fal i łopocie żagli.

MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie

Małże

To był niestety dzień, w który płynęliśmy na Saharun, więc zmagałam się z chorobą morską. Nie byłam w stanie docenić smaku małży, było mi niedobrze. Pamiętam natomiast, że sos był wyśmienity, bo go wyjadłam prosto z garnka przy pomocy bułki.

MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie

Langustynki i Ryby z Grilla

Grill pokładowy to jest hit. Umieszczony na metalowym stelażu, wysuwany za rufę, stanowi fantastyczne uzupełnienie kambuzowych sprzętów. W zatoce przy miasteczku Pogana (tej z golasami) urządziliśmy sobie grill party. Langustynki i ryby (patroszone przy brzegu w otoczeniu głodnych rybitw) smakowały wspaniale.

MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie

Restauracje

W knajpach królowały, a jakże, owoce morza. Bo i po co wydziwiać?

MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie MerCarrie Kuchnia pod Żaglami, czyli dogadzamy sobie

Jak widzicie, gotowanie na jachcie nie musi kończyć się korzystaniem z konserw, weków, zupek w proszku i innych wysoko przetworzonych półproduktów. Może być świeżo i smacznie. A co najważniejsze szybko i prosto.

Bisous :*

You May Also Like

4 comments

Reply

myslalam ze beda przepisy jakies, a tu nic…

Reply

Nie wszystkie dania były moje, więc nie chciałam zmyślać składników. Podstawa zasadniczo była jednak ta sama: ryba + oliwa + czosnek + pietruszka + cytryna. Nie marnowaliśmy wina do sosów :) Przepis na naleśniki postanowiłam sobie podarować bo po pierwsze to podstawa, po drugie wszystko robię „na oko”, więc przepisy były do niczego :)

Miłego dnia!

Reply

Jak zwykle narobiłaś smaka ?

Reply

Do usług ;)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *