Sklepowe półki uginają się od książek poświęconych wypracowywaniu własnego stylu, komponowaniu garderoby oraz pełnych porad jak być kobietą z klasą. Większość z nich to wydmuszki, którym nie warto poświęcać nawet minuty. Jak zatem w gąszczu propozycji wybrać te, które są wartościowe i faktycznie mogą pomóc zagubionym wśród nieustannie zmieniających się trendów kobietom (mężczyznom w pewnym stopniu też)?
Poniżej przedstawiam Wam moje ulubione książki, do których zaglądam regularnie, ilekroć czuję, że zaczynam podążać w złym kierunku, a błędy pojawiają się niebezpiecznie często. Jak zauważycie, praktycznie nie ma wśród nich nowości, po prostu wydaje mi się, że to co jest najważniejsze już dawno napisano, a teraz większość autorów odgrzewa stare kotlety.
Nina Garcia, czyli wiedza i doświadczenie
Autorki nie zamierzam nikomu przedstawiać. Jeśli bowiem choć trochę interesujecie się światem mody zza oceanu (nie, nie tylko top modelkami rodem z reality show), Nina Garcia powinna być Wam znana z rzetelnej wiedzy, celnych uwag i niebanalnego stylu (większość ciuchów najchętniej po prostu bym z niej zdarła). O książkach Niny pisałam dawno temu w poście dotyczącym ilustratorów. Tym razem chciałabym się jednak skupić na meritum.
Nina Garcia napisała trzy wzajemnie uzupełniające się pozycje, które razem stanowią prawdziwe kompendium dobrego stylu, a także są przewodnikiem dla tych z nas, które kochają modę, nie uważają, że minimalizm jest lekiem na całe zło i w skrytości ducha marzą o noszeniu ubrań z „wielkich domów mody”. Tak, jestem targetem idealnym ;)
„Mała Czarna Księga Stylu” to pierwsza z jej książek, wydana w 2007 r. (do Polskich księgarń trafiła dopiero w roku 2011).
Nina mówi rzecz oczywistą, o której jednak większość z nas zapomina: „Zanim ludzie zaczną cię podziwiać, musisz sama siebie wynieść na piedestał. Jesteś boginią, więc zasługujesz na odpowiedne traktowanie.” Nie będziesz stylową kobietą, jeśli nie będziesz znała swojej wartości i nie będziesz pewna siebie – to baza i podstawa. Odpowiednio dobrane do naszej osobowości ubrania pomogą nam jednak tę pewność siebie utrzymać.
Każda z nas może wypracować swój niepowtarzalny styl. Każda z nas może stać się inspiracją dla innych. Wymaga to jednak od nas pracy i konsekwencji, a także przestrzegania kilku zasad (także wtedy, gdy nasz styl można zdefiniować słowami „brak zasad”).
Według Niny ikona stylu wie: jak komponować własną garderobę; jak inwestować w bazę; jak kupować z pasją; wie o tym, że buty są niezwykle ważne oraz o tym, że akcesoria też są istotne; wie jak znaleźć dobrego krawca; jak nie zostać ofiarą mody; że pieniądze nie są najważniejsze; jak mieszać style i jak być niedoskonałą. Książka udziela odpowiedzi na wszystkie powyższe pytania.
Nina zamieściła także wskazówki, jak ubrać się na konkretne okazje, rozszyfrowuje skróty dotyczące dress code, które czasem pojawiają się na zaproszeniach na imprezy lub przyjęcia. Zapytała znanych projektantów czym dla nich jest styl i elegancja. Przygotowała również zestawienie, w którym przedstawia jakie elementy i rozwiązania były charakterystyczne dla mody konkretnej dekady. Bardzo przydatna ściągawka.
„Strategia Stylu” to książka numer trzy z 2009 r. (w Polsce wydana w roku 2012), ale moim zdaniem należy ją przeczytać zaraz po „Małej Czarnej”.
Jeśli myślicie, że podbijający polskie blogi od mniej więcej dwóch/trzech lat nurt minimalizmu to nowość i objawienie – muszę Was rozczarować. Po lekturze „Strategii Stylu” książka „Slow Fashion” Joanny Glogazy przestanie Wam być do czegokolwiek potrzebna (zwłaszcza, że jest brzydko wydana i nie cieszy oka – ilustracje Rubena Toledo jednak są bezkonkurencyjne) (co więcej, zacznie się Wam wydawać wtórna) (choć jest kilka rozdziałów, które moim zdaniem należy przeczytać i zapamiętać, ale o tym w kolejnym poście z niniejszej serii). Impulsem dla napisania tej książki były dla Niny: kryzys, który dosięgnął portfele Amerykanów oraz ekologia. W takich okolicznościach kupowanie musi być mądre i przemyślane.
Nina stawia trzy pytania: co już mam, czego potrzebuję, czego chcę. Co ważne, Nina nie hołduje zasadzie „eliminuj, usuwaj, wyrzucaj wszystko, co niepotrzebne, a nowa zracjonalizowana szafa pozwoli stać ci się lepszą”. Jej zdaniem nie należy wyrzucać czegoś, co kiedyś doprowadzało nas do ekstazy. Należy natomiast przemyśleć, co można uratować i na nowo zaaranżować – recycling, a nie wyrzucanie, moi drodzy.
Nina radzi rozpocząć od spisu inwentarza i wskazuje, że trzeba zwrócić szczególną uwagę na tkaniny, krój, dobre odszycie. Jej zdaniem takie rzeczy, jeśli tylko na nas pasują, zasługują na zatrzymanie, bo będą nam dłużej służyć. Dokonując przeglądu należy być krytycznym i uczciwym i nie wmawiać sobie, że „to da się zreperować”, jeśli ewidentnie się nie da. Reperowanie to nie tylko czas ale i pieniądze – nie warto tracić ich na coś, co jest z góry skazane na niepowodzenie.
Nina hołduje zasadzie „kupuj mądrze, z klasą i na lata”. Radzi, by zrobić listę posiadanych w szafie rzeczy, co pomoże potem okiełznać szaleństwo, które dopada nas w sklepie. Garcia jest przy tym wiarygodna. Nie opowiada bzdur o tzw. Capsule wardrobe (30 elementów ubrań ma wystarczyć na wszystkie okazje? Nie rozśmieszajcie mnie!). Przyznaje wprost: kocha modę, chce mieć niemal wszystko, co widzi. Dlatego musiała i chciała nauczyć się ograniczać swoją potrzebę posiadania, by móc w pełni wykorzystywać zasoby swojej szafy. Pocieszające jest, że nawet dla takiej stylistki jak ona, nie jest to łatwe zadanie.
Garcia przeprowadza czytelnika przez etapy Strategii Stylu, na które składają się: wspomniana inwentaryzacja, uzupełnienie garderoby, przeróbki i dbałość o posiadane ubrania. Nie zapomina jednak, że każda z nas potrzebuje nowości, zmian, a czasem po prostu czuje, że jeśli nie kupi nowego ciucha – po prostu eksploduje. Nina radzi jak okiełznać te potrzeby, a także wskazuje listę „tanich podniet”, które pomogą nam przemycać do szafy nieco najnowszych trendów bez potrzeby wydawania fortuny.
Kiedy już przeczytamy powyższe książki możemy sięgnąć do mojej ulubionej pozycji „Klasyczna setka”. Co ciekawe, była to pierwsza książka Niny, która ukazała się w Polsce (rok 2010) (USA 2008), chyba ze względu na atrakcyjność wydawniczą.
Inspiracją dla książki były własne doświadczenia Niny związane z remontem mieszkania, opuszczonym na czas trwania robót. Przez kilka miesięcy Nina co pewien czas udawała się do remontowanego lokalu, by wśród pyłów i gruzu wejść do garderoby oraz zabrać parę sztuk ubrań i dodatków.
Po dziesiątkach odbytych wycieczek, Garcia ustaliła listę rzeczy, bez których absolutnie nie była, nie jest i nie będzie w stanie się obyć. Listę rzeczy, które sprawiają, że czuje się jak kobieta z klasą.
Garcia zaznacza, że klasyczna setka ma stanowić dla czytelniczek inspirację. Wymienione przez nią elementy garderoby należy dopasować do własnego stylu, gustu, sylwetki. Dlatego moim zdaniem pozycję tę należy potraktować jako „lekturę uzupełniającą” dla „Małej Czarnej” i „Strategii” – dopiero bowiem, kiedy będziemy wiedziały czego chcemy, co lubimy, w czym się czujemy dobrze i w czym dobrze wyglądamy „Klasyczna Setka” spełni swoje zadanie. Będzie źródłem inspiracji i przyjemności, a nie chaosu i frustracji.
Pamiętajcie – klasyczna setka nie jest listą obowiązkową. Nie wszystkie rzeczy, które opisuje Nina muszą nam się podobać. Niewątpliwie są one jednak klasykami, nad którymi warto się zastanowić. Nina przy okazji przemyca (podobnie jak w dwóch pozostałych książkach) nieco wiedzy z historii mody, która pomaga zrozumieć wiele obecnych trendów.
Jeśli czasem zastanawiacie, o co warto uzupełnić swoją garderobę koniecznie zajrzyjcie do tej książki. Gwarantuję Wam, że spłynie na Was natchnienie i co paręnaście stron będziecie powtarzać „No tak! Rzeczywiście!”.
Tomasz Jacyków, czyli cięty język i bezkompromisowość
Do „O elegancji i obciachu Polek i Polaków. Od stóp do głów” podchodziłam trzy razy. Irytował mnie język Jacykowa, który jakoś mniej razi w telewizji niż w książce. Stosowane przez niego określenia (jaśki, bożena, nadpiździe) wydawały mi się zbyt wulgarne i niepotrzebne.
W końcu zagryzłam zęby i postanowiłam to dzieło przeczytać, choćby po to, by móc wszem i wobec powiedzieć, że to niemiłosierna szmira. Przeliczyłam się, bo zapomniałam, że Jacyków jest fachowcem, za którym stoją lata doświadczenia – dlatego ta książka jest tak dobra.
Jacyków przykłada ogromną wagę do całej powierzchowności. Na nasz wygląd i styl nie składają się bowiem wyłącznie fikuśne ciuszki, ale także zadbane i wypielęgnowane ciało, włosy, paznokcie. Aby dobrze wyglądać najpierw musimy zacząć szanować siebie i nasze „powłoki”. Grzechem śmiertelnym jest „popuszczenie wioseł” i zaniedbanie. Nie trzeba mieć rozmiaru 36, żeby wyglądać dobrze (choć wraz z każdym kilogramem wagi więcej spada ilość ubrań korzystnych dla naszej sylwetki i zdecydowanie trudniej jest o efekt WOW). Jeśli zaakceptujemy i zadbamy o to, co nam natura dała, nie będziemy chcieli przyoblekać się w szmaty eksponujące najgorsze elementy naszej sylwetki (brzydkie kolana, motylkowate ramiona, grube uda, wystający brzuszek). Proste? Teoretycznie.
Dlatego Jacyków szczegółowo opisuje, co jego zdaniem wygląda dobrze, a co jest kwintesencją złego gustu i obciachu. Bez ogródek wytyka popełniane przez kobiety i mężczyzn błędy, piętnuje „zbrombienie” i najchętniej skazałby na ciężkie roboty za noszenie zbyt małych i zbyt obcisłych ubrań (nie byłoby to takie głupie – być może wystąpiłby efekt uboczny polegający na spadku wagi).
Niektórzy z Was być może pamiętają programy telewizyjne, w których Jacyków omawiał ubiór ludzi mijanych na ulicy. Bardzo lubiłam ten cykl, choć czasem się czerwieniłam, bo czułam, że moje niektóre wybory mogłyby być ostro przez niego skrytykowane. W książce także znajdziecie podobne komentarze. Jacyków ma tak sugestywny, kwiecisty język, że nie potrzebujemy zdjęć. Dokładnie wiem, o czym pisze i bez trudu jestem sobie w stanie wyobrazić ludzi będącym przedmiotem analizy. Generalnie pozycja jest wydana średnio, ale treść rekompensuje braki estetyczne.
Moim zdaniem lektura książki jest konieczna, choćby po to, żeby się „palnąć w łeb” i ustawić do pionu w chwilach „rozmemłania”.
Na koniec, krótki cytat:
„Gruszki to w zasadzie najbardziej popularny typ kobiet. Gruszki najlepiej wyglądają na szezlongach, leżąc na boku, ze swoim niedużym cyckiem i wielką dupą jak stodoła, wyciągając stópki. Kości na szezlongu nie wyglądają dobrze. Swoim klientkom gruszkom, jak pytają, co robić z taką figurą, zalecam się ustawić w życiu tak, żeby generalnie występować w pozycji wspartej na jednym łokciu, czyli na szezlongu.
Duże pupy trzeba obnosić z godnością.”
Amen.
Garance Doré, czyli radość życia i francuska nonszalancja
Na temat książki „Love, style, life” napisałam długi wpis parę miesięcy temu. Nie zamierzam go powielać, więc chętnych odsyłam do publikacji z listopada.
O ile Nina Garcia i Tomasz Jacyków skupiają się stylu w kontekście fizyczności, o tyle Garance przypomina, że styl to także inteligencja, oczytanie, osobowość. Sukienka od najbardziej pożądanego projektanta nie będzie wyglądała dobrze na osobie, która nie będzie umiała jej nosić, która nie będzie umiała tchnąć w nią życie. Elegancja to nie tylko biała koszula i cygaretki, to także dobre maniery, wysoka kultura osobista i uśmiech. To także prawo do popełniania błędów, bo ciągła praca nad sobą czyni nas bardziej świadomymi siebie, własnych potrzeb, a także bardziej interesującymi.
Myślę, że dość często o tym zapominamy w pogoni za doskonałością i wyszukiwaniem najgorętszych hitów sezonu.
Lektura „Love, style, life” pozwala na chwilę oddechu i przypomina, że humor i dystans do siebie są najlepszymi kuracjami upiększającymi.
Katarzyna Tusk, czyli o poszukiwaniu stylu metodą prób i błędów
Być może wyda się wam zaskakujące umieszczenie „Elementarza Stylu” w moim zestawieniu. Obiektywnie jest to przyzwoita i rzetelna lektura. No i bardzo ładnie wydana.
Katarzyna do tematu podchodzi konkretnie i poważnie (czasem trochę zbyt poważnie, jak na mój gust). Nie będziecie wybuchać śmiechem jak przy książce Garance, nie będziecie mamrotać z dezaprobatą podszytą poczuciem wstydu czytając o „zbrombieniu” jak przy Jacykowie, nie będziecie oczyma wyobraźni widzieć siebie jako ikonę stylu w obłędnym płaszczu w panterkę z pyszniącym się na palcu fantastycznym koktajlowym pierścionkiem – jak przy lekturze książek Niny. Poczujecie się za to zmotywowani do zmian i przede wszystkim pomyślicie „skoro jej się udało, ja też mogę”.
Czytając „Elementarz” będziecie mieli wrażenie, że już to wszystko słyszeliście (szczególnie po lekturze książek Niny), bo i Katarzyna nie wymyśla „koła na nowo”. Zbiera w jednym miejscu wszystkie zasady, którymi powinniśmy się kierować tworząc swoją garderobę, a o których ciągle zapominamy. Dlaczego więc książka ta zasługuje na uwagę? Więcej, dlaczego znalazła się moim zestawieniu?
Katarzyna jest autentyczna, a jej siłą i uzupełnieniem książki jest jej blog. Na przestrzeni ostatnich lat mogliśmy obserwować zmieniający się styl Katarzyny, popełniane błędy. Droga, którą przeszła jest długa i należy to docenić. Styl Katarzyny jest prosty i zachowawczy. Dla niektórych pewnie nudny. Czasem ma się wrażenie, że Katarzyna stosuje zbyt dużo skrótów, oczywistych rozwiązań (jak Nowy Jork to parka i czapka z daszkiem, jak Mediolan to koronki, jak Paryż to trencz, paski i baleriny). Ale jedno trzeba jej oddać, zawsze wygląda elegancko i ujmująco (nawet w dżinsach i trampkach) (niewątpliwie przyczynia się do tego drobna sylwetka – mały rozmiar zawsze będzie wyglądał dobrze, tak już po prostu jest). Katarzyna nie pokazuje ciuchów od projektantów, nie znajdziemy u niej zapierających dech w piersiach kreacji. Znajdziemy za to ubrania odpowiednie na co dzień: do pracy, na kolację z teściami, urodziny babci. Wszak znakomita większość z nas nie ma możliwości chodzić na premiery, gale, przyjęcia. Na co dzień zaś musimy dobrze wyglądać w biurze, czy na uczelni. Nie mamy też czasu na stanie przed szafą i wymyślanie nowych zestawów (szczególnie o 8:30 rano, kiedy zaspałyśmy do pracy). Dlatego potrzebujemy rozsądnie skomponowanej garderoby.
Chociaż w mojej ocenie książka jest raczej skierowana do młodszych dziewczyn, nadal uważam, że to rozsądna pozycja. Taka trochę ściąga, do której dobrze czasem zajrzeć i szukać inspiracji patrząc na śliczne zdjęcia.
W następnych postach z serii przedstawię książki, do których można zajrzeć, kiedy nie będzie się miało nic lepszego do roboty oraz takie, na które nie warto poświęcać nawet minuty – lepsze od nich będą ploty na Pudlu.
Miłego dnia!
Bisous :*
8 comments
Ewelina
Super post. Lubię właśnie takie gdzie są polecane fajne książki.
MerCarrie
Dziękuję! Cieszę się, że Ci się spodobał :)
Miłego wieczoru :*
Magda
Hej, fajnie piszesz :)
MerCarrie
Dziękuję za super miłe słowa!
:*
anja
Bardzo ciekawe wpisy, dopiero trafiłam na Twojego bloga. Pozdrawiam
MerCarrie
Dziękuję i zapraszam częściej :)
Miłego dnia
Ela - themomentsbyela.pl
Bardzo fajny post. Proponowane przez ciebie książki też bardzo lubię. Masz super styl pisania, wiec przeczytałam z nieskrywaną przyjemnością.
http://www.themomentsbyela.pl
MerCarrie
Dziękuję :)