Inne kobiety są piękne, wykształcone, mają klasę, poruszają się z wdziękiem, a kiedy się śmieją ukazują rząd równych, białych zębów. Włosy mają lśniące, ułożone, a upięcie w zwykły kucyk wygląda jak arcydzieło sztuki fryzjerskiej. Ich koszule nigdy się nie gniotą, z kaszmirowych sweterków zalotnie wychylają się ramiona, a nawet bardzo głębokie dekolty nigdy nie ukazują zbyt dużo.

Znamy takie kobiety. Oglądamy je w filmach, w Internecie, podziwiamy siedzące w kawiarniach, czasem znamy je osobiście. I chcemy być jak one. W efekcie poświęcamy masę czasu w pogoni za marzeniem.

Nie inaczej jest ze mną. Ulegam czarowi i wdziękowi innych kobiet. Przyglądam się im, obserwuję, podziwiam, trochę zazdroszczę. Często te kobiety mają duży wpływ na mnie i na mój styl. Wszak to kim jestem jest sumą inspiracji, moich wyobrażeń i pragnień.

Mów mi Carrie

Przez całe dzieciństwo i późną podstawówkę marzyłam o pięknych ubraniach. Do dziś pamiętam sukienkę w kwiaty na tiulowej halce, którą mama kupiła mi za ciężkie pieniądze w butiku na Chmielnej. Pamiętam także, jak uparłam się, że czarne lakierki w stylu Mary Jane pasują idealnie, a tak naprawdę były za wąskie i nie dało się w nich chodzić. Ale chodziłam. Potem nastały czasy ciuchów spod pałacu i kwiecistych sukienek z IndiaShopu i Jackpota noszonych do Martensów, zbyt szerokich spodni i pierwszych prób układania puszących się włosów. Nie, nie byłam stylowa. Nie byłam też szczególnie dobrze ubrana. Ale wyglądałam przyzwoicie.
Podskórnie czułam, że to co znajduję na sklepowych półkach lub bazarowych wieszakach nie jest dla mnie.

W końcu poznałam Carrie. Carrie w tiulowej spódnicy, z kręconymi (!!!) włosami, ze złotą biżuterią, łączącą przedziwne ciuchy i biegającą po mieście w przepięknych butach (które chyba musiała kupować na kredyt, do dziś nie wiem jakim cudem była w sanie się utrzymać z tych felietoników). Carrie była moją modową bratnią duszą. Wreszcie poczułam przyzwolenie, żeby zaszaleć. Nie miałam środków, doświadczenia, jeszcze nie znałam swojej sylwetki, więc moje próby nie były zbyt udane. Ale zaczęłam się uczyć. A Carrie niezmiennie pozostała moją inspiracją.s

Być jak Nina Garcia

Nie pamiętam, czy Ninę Garcię poznałam najpierw jako bezwzględną jurorkę Project Runway czy autorkę książek o stylu (pisałam o nich tutaj – z całego serca Ci je polecam). Kreacje Niny niezmiennie mnie zachwycają.
Zdobione żakiety, wyszywane koralikami spódnice, cygaretki, wspaniała biżuteria i od lat ta sama fryzura. Te wszystkie oszałamiające elementy garderoby, które wywołują u mnie szybsze bicie serca, doskonale ze sobą współgrają. Pomimo przepychu i blasku w jej stylizacjach nie ma sztuczności, przeładowania.

Obserwując Ninę i czytając jej książki zrozumiałam, że stylowa kobieta nie musi być nudna. Nie musi wyglądać jak Holly Golightly, by uznano ją za dobrze ubraną.
Zrozumiałam także, że ubrania to inwestycja. Nie mam tu na myśli trencza od Burberry, który jest klasyczny i nie wyjdzie z mody przez wiele lat. Dla mnie inwestycją są ubrania, które chcesz nosić bez końca, które definiują Twój styl. Dla każdej z nas może to być coś innego. Dla mnie to niewątpliwie moje cekinowe żakiety, plisowana spódnica od Karl Lagerfeld X H&M, ciężkie buty, skórzana kurtka… Reszta ulega zmianie, bo akurat mogę mieć etap fascynacji białymi koszulami, kaszmirowymi sweterkami, deseniem w kwiaty. Ale wyszywanym żakietom będę zawsze wierna.

Nonszalancja Caroline de Maigret

Gdzieś w tym szaleństwie, perłach, błyskotkach i chmurach tiulu brakowało mi oddechu. Natknęłam się wtedy na Caroline. Jej grzywka, długie włosy, papierosy, zapożyczenia z męskiej szafy były dla mnie prawdziwym olśnieniem.
Przecież do cygaretek, Oksfordów i prostej koszulki moje cekinowe żakiety tak doskonale pasują. Męski płaszcz z bluzą kapturem prezentuje się świetnie. Włosy nie muszą być cały czas ułożone.
Caroline nie jest doskonała, wyidealizowana, choć niewątpliwie jest konsekwentna i świadoma swojej nieoczywistej urody i stylu. I właśnie to czyni ją interesującą i inspirującą.

Malować się jak Violette

Parę miesięcy temu pisałam Ci o Violette. Moja fascynacja jej podejściem do makijażu jest niezmienna.

Violette nauczyła mnie akceptować swoją cerę, podkreślać jej urodę, zamiast maskować. To dzięki niej przestałam robić pełen makijaż. Teraz moim największym przyjacielem jest korektor. Podkładu używam bardzo oszczędnie, rozświetlam skórę jak szalona (choć akurat rozświetlacz jest jednym z moich ulubionych kosmetyków od liceum…pamiętasz Shimmer Stick od Max Factor?), przeprosiłam się z różem. I dobrze mi z tym. A co najważniejsze, makijaż zajmuje mi raptem kilka minut.

* * *

Tak oto ilekroć czuję, że błądzę, pytam moich przewodniczek o zdanie. Zaglądam do książek Niny, na Instagrama Caroline, oglądam paryskie odcinki SATC i maluję się z Violette.

Obserwuję też inne kobiety i szukam w nich inspiracji. Jeśli któraś zrobi na mnie wrażenie, przyglądam się jej i zastanawiam, co czyni ją taką wyjątkową. Może uczesanie, może to jak trzyma filiżankę, a może to jak połączyła cygaretki ze sportowymi butami.

Bo te inne, wspaniałe kobiety nie są naszymi wrogami. Możemy się z nimi zaprzyjaźnić i się od nich uczyć. Czerpać z ich stylu pełnymi garściami filtrując przez własne ja.

A może sama jesteś inspiracją dla innych kobiet, tylko nawet o tym nie wiesz?

Bisous :*

You May Also Like

7 comments

Reply

Dla mnie inspiracją pomału stajesz się „Ty” :) zaczęłam od malinowej szminki…Pozdrawiam wierna Czytelniczka i posiadaczka kręconych włosów ?

Reply

Hiiiik jak mi miło ?

Prawda, że malinowa szminka jest świetna?!

:*

Reply

The Best?

Reply

A ja bym chciała malować usta jak Ty, ale niestety moje małe ustka nie lubią szminek? Ale muszę się przyznać, że oglądając Twojego instagrama, czesto inspiruję się Tobą. Uwielbiam Twój styl noszenia i wypowiedzi?

Reply

Najcudowniejsze, że każda z nas jest inna. I przeważnie chcemy tego, czego nie mamy. My z puszącymi, kręconymi włosami chcemy mieć proste i gładkie. Mając małe usta marzymy o czerwonych szminkach, będąc posiadaczkami tłuściutkich nóżek chcemy nosić mini, mając duży biust śnimy i tym sportowym i na odwrót ;) Pokręcona kobieca logika :))))

Dziękuję, całuję i ściskam :*

Reply

Spódnice Carrie wymiatają. Uwielbiam uliczne obserwacje od dziecka ? buziaki.

Reply

Carrie pozostanie moją inspiracją na zawsze! Im jestem starsza tym bardziej mi się podobają jej stylówki – znak, że dorastam i zaczynam rozumieć Patricie Field :D

Uliczne obserwacje są cudowne. Ostatnio siedziałam w knajpianym ogródku, przyglądałam się ludziom…jest tyle pięknych kobiet!!

:*

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *