Moją osobistą tragedią jest to, że nie umiem rysować. To znaczy umiem: domek, kota, psa, kwiatki, nawet samochód – jak każdy przedszkolak. Moja tragedia jest tym większa, że obracam w towarzystwie grafików, architektów – ludzi, którzy potrafią złożyć książkę, zaprojektować dom i takie tam. Przy okazji snucia nierealnych planów na nowy rok postanowiłam sobie, że nauczę się rysować – za parę miesięcy pokażę Wam efekty. Albo nie, jeśli nakreślenie dwóch prostych linii będzie przekraczało moje możliwości (co jest niestety bardzo prawdopodobne).
Jako że nie jestem zawistna, podziwiam osoby, które potrafią za pomocą ołówka przedstawić cały świat. Ilustracje zdecydowanie bardziej działają na moją wyobraźnię niż fotografie. Książek – inspiracji mam kilka i przeglądam je regularnie – dla przyjemności i żeby oderwać się od rzeczywistości.
Bardzo lubię rysunki Jean-Jacques Sempé, zapewne doskonale Wam znanego z ilustracji do Mikołajka.
Sempé in New York kupiłam jakieś dwa lata temu w Brukseli w Pêle – Mêle. Kiedy zobaczyłam ją na wystawie, nie mogłam uwierzyć, że nikt jej jeszcze nie kupił. Zwłaszcza, że była naprawdę tania. Zgarnęłam książkę i wróciłam do domu – wprawdzie miałam nabyć jedzenie w pobliskim sklepie, ale i tak już nie miałam gotówki.
Książka stanowi zbiór okładek, które Sempé zaprojektował dla magazynu The New Yorker. Druga pozycja to rysunki Paryża. Rysunki są świetne, bardzo szczegółowe, możecie oglądać ten sam obrazek kolejny raz i zauważać coś nowego. Nowy Jork jest pełen życia i kolorów. To pędzące miasto zamieszkałe przez artystów: muzyków, malarzy, pisarzy, tancerzy. Dopiero jak popatrzyłam na te ilustracje, pomyślałam, że może ten cały Nowy Jork nie jest taki zły, może da się lubić i jest wart zobaczenia (nigdy mnie tam nie ciągnęło, poza tym blisko 10 godzin w samolocie – brrrrr). A Paryż…Paryż jest dokładnie taki, jakim go zapamiętałam – pełen światła, knajpek, wina i przepięknej architektury. To po prostu moje miasto i dzięki Sempé mogę tam wracać nie tylko podczas przeglądania zdjęć.
Uwielbiam także rysunki autorstwa Kanako Kuno w My Little Paris. Les Parisiens. Super urocze i zabawne ilustracje opatrzone są śmiesznymi komentarzami i dialogami Amandine Péchiodat.
Dziewczyny moim zdaniem obalają „mit Paryżan” – takich samych snobów roztaczających wokół siebie nimb wyjątkowości znajdziecie wszędzie. Natomiast przetrwanie z klasą w tzw. miejskiej dżungli (walka o miejsce w kawiarnianym ogródku w lato, wynajęcie przyzwoitego mieszkania w dobrej dzielnicy) nigdzie nie jest łatwe i wymaga przybrania odpowiedniej postawy, ostrych paznokci, czerwonej szminki oraz zadzierania nosa – inaczej się nie da. Przeglądanie tej książki stanowi czystą przyjemność i rozrywkę. Więcej rysunków Kanako znajdziecie na stronie My Little Paris.
Ruben Toledo (malarz, rzeźbiarz – o nim samym powinnam napisać oddzielny post) ilustrował trzy posiadane przeze mnie książki Niny Garcia, której przedstawiać Wam chyba nie muszę. Kobiety Toledo wiedzą czym jest szyk, styl i umieją bawić się modą. Mają fantastyczne włosy, świetne makijaże i na pewno nie słyszały o trądziku. Są kolorowe, odważne, mają pomysł na siebie. Stanowią tak duże źródło inspiracji, że aż żal bierze, że nie są prawdziwe!
Pisząc o eleganckich kobietach nie mogę zapominać o Megan Hess. Jej prace możecie podziwiać na jej profilu na Instagramie, w bardzo ograniczonym zakresie na jej stronie oraz w książkach The Dress i Fashion House (obie na mojej liście zakupów). Hess maluje kobiety wyjątkowe. To nie są zwykłe śmiertelniczki – chodzą wyłącznie na szpilkach, ubierają się u Diora i Chanel. O Zarze zapewne nie słyszały. Ich środowisko naturalne to wielkie gale, bale, premiery i prywatne jachty. Po prostu blichtr i Moda przez duże „M”.
Na koniec, moja ulubiona ilustratorka i blogerka (tak zamierzam ją nazywać) – Garance Doré. Uwielbiam ją, jej rysunki, opowiadania – mogę ją jeść łyżkami. Jest przezabawna i czytając jej histories pękam ze śmiechu i przy okazji szlifuję francuski – same plusy. Polecam także cykl filmików Pardon my french. Żałuję, że Garance jeszcze nie zebrała swoich prac w książkę – zapewne byłabym już szczęśliwą właścicielką jednego egzemplarza. Na razie musi wystarczyć mi jej portal. Kobiety według Garance są modne, „hip” i mają w sobie iskrę, czyli są takie jak my!
Dość gadania. Chwytam za ołówek i idę ćwiczyć stawianie kresek. Zacznę od czegoś prostego – panoramy Manhattanu, którego w życiu nie widziałam na żywo. Ale co tam, wszak to głównie prostokąty otoczone okręgiem, więc nie powinnam mieć najmniejszego problemu! Cóż to dla mnie, przecież umiem narysować psa.