Przez ostatnie półtora roku zdążyliście mnie już trochę poznać. Lubię palmy, piach, drinki z palemką i jachty. Lubię wygodne hotele z widokiem na morze i klimatyczne mieszkania. Lubię też walizki na kółkach. Nie wymyślono ich bez powodu – po jakie licho mam targać dobytek na plecach, skoro może on jechać w zasadzie „samodzielnie” obok mnie?
Dlatego kiedy Adam obwieścił, że jedziemy do Gruzji i będziemy chodzić po górach z plecakami i mieszkać pod namiotem, oblał mnie zimny pot i zaczęłam zastanawiać się, jak go odwieść od tego idiotycznego pomysłu.
Najpierw zaproponowałam wycieczkę rowerową po Polsce (trudno, przemęczę się, przynajmniej schudnę)(cóż za przebiegłość!). Prychnął z dezaprobatą. Potem rzuciłam na żer jachty. Zainteresował się (hura!), po czym stwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pojechać i tu i tu. Ręce mi opadły i uznałam, że należy zacząć powoli oswajać się z pomysłem.
Kwestiami logistycznymi zajął się Adam. To on miał ustalić plan podróży, gdzie pojedziemy, co zobaczymy. Ja postanowiłam wziąć na siebie wybranie miejsc noclegów (bo szczęśliwie pomysł namiotu został porzucony błyskawicznie)(choćby nie wiem jak udawał, Adam nie jest traperem i lubi wygodne łóżko i ciepły prysznic)(ale to oczywiście ja jestem księżniczką!).

Czy da się zwiedzić całą Gruzję w 7 dni? Da się. Tylko po co? Adam wybrał te miejsca, które chciał zobaczyć najbardziej uwzględniając wysoce prawdopodobne fochy żony. Spisał się na medal! Awanturę zrobiłam tylko raz (duma i wiwaty).

A zatem do rzeczy, jak zwiedzić Gruzję w tydzień?

Transport

Z Warszawy do Gruzji (loty bezpośrednie) latają Wizzair i LOT. Wizzair do Kutaisi, zaś LOT do Tbilisi. Oba połączenia są niestety w środku nocy.
My wybraliśmy usługi różowych linii, czyli Wizzair, głównie ze względu na cenę. Co do komfortu – kupiliśmy miejsca w pierwszym rzędzie, więc na brak miejsca nie mogliśmy narzekać.
Samolot jest o 23:40, lot trwa ok 3 godziny. W Kutaisi jesteście ok 5 rano czasu lokalnego, czyli de facto o 3 w nocy – są dwie godziny różnicy.
Koniecznie weźcie maski na oczy do snu i zatyczki do uszu, lub dobre słuchawki. W przeciwnym razie możecie mieć problemy z zaśnięciem w rozświetlonym samolocie.

Z lotniska w Kutaisi do Tbilisi jedzie autobus. Podróż kosztuje 20 lari i trwa 4 godziny.

Zasadniczo po Gruzji praktycznie wszyscy poruszają się marszrutkami (czyli mini busami). Taki sposób podróżowania jest tani, bo bilety kosztują do 20-25 lari. Jest jednak podstawowy minus. Trzeba pilnować godzin odjazdów tych marszrutek i jest się im podporządkowanym. Co może być kłopotliwe kiedy wybierasz się w góry i nie wiesz, ile czasu zajmie podejście, a potem zejście.
Dlatego my wybraliśmy jazdę taksówkami. Od kolegi mieliśmy telefon do taksówkarza, który po prostu cały dzień spędzał z nami, wożąc nas, gdzie chcemy i zatrzymując się przy każdej kozie/krowie/owcy, żebym mogła zrobić im zdjęcie ;) Dzięki temu też nie musieliśmy targać ze sobą wszędzie plecaków – bagaże zostawały w bagażniku.

Najwygodniej byłoby oczywiście wynająć samochód, ale trzeba mieć nerwy ze stali, żeby jeździć górskimi serpentynami, kiedy kierowcy tirów uważają, że ostry zakręt, który ciężko jest wziąć rowerem, jest idealnym miejscem na wyprzedzanie…Śmierć w oczach. Gruzińscy kierowcy mają wprawę. Denerwują się dopiero, kiedy ktoś wyprzedza „na czwartego”.

Uplistsikhe i Gori

Autobus z Kutaisi wyrzucił nas na środku trasy szybkiego ruchu, przy zjeździe do Gori. Kiedy już pogodziłam się, że będę o 8 rano zasuwać na piechotę z plecakiem kilka kilometrów moim oczom ukazała się taksówka…
Miły wąsaty Pan z Mercedesem, który według wszelkich reguł powinien już dawno być zezłomowany, obiecał zawieźć nas do skalnego miasta, muzeum Stalina i potem do Tbilisi. Wsiedliśmy do tego trupa, nie zapięliśmy pasów, bo ich nie było i przy dźwiękach gruzińskich hitów ruszyliśmy w nieznane.

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Lata temu widziałam skalne miasto na Krymie, więc Uplistsikhe nie zrobiło na mnie zbyt dużego wrażenia. Widoki są ładne, przygaszone kolory świetnie wychodzą na zdjęciach, ale nic poza tym. Chociaż, jeśli wcześniej nie widzieliście skalnego miasta – zachęcam, bo warto wyrobić sobie własne zdanie.
W czasie wycieczki będą Wam towarzyszyć psy. Bardzo lubią turystów, bo oni przeważnie mają jedzenie, a to towar deficytowy. Słyszałam, że należy na nie uważać, bo są agresywne. Nasze nie były. Jeden zaś przyniósł w darze patyk. A my nie mieliśmy dla niego nic. Szczerze mówiąc z tej podróży miałam ochotę wrócić z co najmniej kilkoma psiakami…

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Pieseł od patyka. I nie, nie mam innej bluzy ;)

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Adam i Pieseł. Na straży.

W Gori odwiedziliśmy muzeum Stalina. Z ciekawości. Muszę Wam powiedzieć, że moim zdaniem to miejsce jest obrzydliwe. Wystawiono ołtarzyk zbrodniarzowi, eksponaty są przesiąknięte złymi emocjami, złą energią. Na ścianach wiszą zdjęcia uśmiechniętego Stalina, dobrodusznego, głaszczącego dzieci po głowach. W gablotach dary od bratnich narodów…brak słów po prostu.
Pamiętajcie jednak, aby w Gruzji nie wypowiadać się o Stalinie negatywnie. On był jednym z nich, urodził się w Gori i nadal jest darzony szacunkiem…mimo wszystko.

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Gorące powitanie w muzeum w Gori. Więcej zdjęć nie będzie.

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

WALL-E wypatruje Ewy. Nie wiem co tam jest napisane.

Tbilisi

Tbilisi aspiruje do bycia miastem młodych i dla młodych. Położone jest w dolinie i otoczone wzgórzami. Wieczorem rozświetlone do granic możliwości. Tu nowoczesna architektura (budynek ratusza, Most Pokoju, Pałac Prezydencki i przedziwne rury nieczynnego teatru) spotyka się z ręcznie rzeźbionymi drewnianymi balkonami we wszystkich kolorach tęczy, których znakomita większość niestety wręcz błaga o renowację. Na wzgórze możecie wjechać podświetloną na całego (a co!) kolejką linową. A w czasie spaceru, tuż obok łaźni, natkniecie się na wodospad.
Te kontrasty sprawiają, że miasto jest niepowtarzalne. Pełne bałaganu, chaosu, ale niepowtarzalne.

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Dyskoteka gra!

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Nad miastem, na wzgórzu, Kartwlis Deda – Matka Gruzja. Na przyjaciół czeka z winem, a dla wrogów przygotowała miecz. Taka argumentacja do mnie przemawia. Ja tam wolę wino.

W starszej, turystycznej części miasta znajdziecie masę knajpek, często ze słówkiem „art” w nazwie. Napijecie się pysznego wina, zjecie chinkali z mięsem (pierożki z mięsem i rosołem), chaczapuri (placek z serem) a przechadzając się pełnymi gwaru ulicami będziecie rzuć czurczchelę (orzechy w zastygniętym syropie winogronowym). Najpyszniejszy chleb, jaki do tej pory jadłam, wypiekany w glinianym piecu, kupicie w okienku do sutereny, w której mieści się piekarnia.

Tbilisi nie jest jednak miastem dla pieszych. Pieszy w mieście to zło konieczne. Przejść jest jak na lekarstwo, ja sobie przypominam trzy…Kiedy zrobiliśmy sobie spacer bulwarem prowadzącym wzdłuż rzeki, okazało się, że nie mamy jak się z niego wydostać. Najbliższy chodnik znajdował się za czteropasmową ulicą, a żaden z mijanych mostów nie miał połączenia z bulwarem. Oznaczało to, że musieliśmy wedrzeć się na ulicę i modlić o ujście z życiem. Co istotne, gruzińscy kierowcy nie zwalniają. Oni trąbią. Jakby od trąbienia przeszkoda miała nagle zniknąć.

Jako że na zwiedzanie Tbilisi mieliśmy tylko jeden dzień, postanowiliśmy nie tracić czasu na muzea i panoramy (zwłaszcza, że z naszego hostelu rozciągał się przepiękny widok). Zrobiliśmy jedynie kilkugodzinny spacer odwiedzając niektóre z mijanych kościołów.

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Widok z hostelu…

Gdzie zjeść w Tbilisi?

Pierwszego wieczoru, po przyjeździe z Gori i zaliczeniu kilkugodzinnej drzemki (nieprzespana noc dawała nam się we znaki) udaliśmy się na turystyczną ulicę Jana Shardeni. Tam, wśród szalonej ilości shisha-barów, znaleźliśmy restaurację Tifliso: dania wyglądały solidnie, a „do kotleta” przygrywał melancholijny saksofonista. Jedzenie było dobre, a chinkali doskonale doprawione. Uwaga, jedząc chinkali łapiecie za czubek pieroga (taki wystający „dynks”) lekko nadgryzacie i wysysacie rosołek. Dopiero potem zajmujecie się resztą. Dynksa podobno się nie je. Więc ja nie jadłam.
Niestety karta deserów była mało gruzińska. Wybrałam fondant czekoladowy. Był pyszny i miał doskonałą konsystencję, czyli umieją gotować ;)

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Gruzińskie jedzenie niestety nie jest fotogeniczne…Na zdjęciu pieczarki zapiekane z serem. Pycha.

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Tifliso Georgian, 44 Jan Shardeni St, Tbilisi 0105, Gruzja

Wybraliśmy się także do restauracji Racha Dukhan. W piwnicy rozpadającej się kamienicy znajduje się knajpa z prostymi drewnianymi stołami, kucharkami w chustach na głowach i toaletą „na narciarza”. W knajpie tej jest też pyszne jedzenie, fantastyczne chinkali, soczyste szaszłyki z mięsem i kotleciki, które wyglądają i smakują jak kofty. Serwują też pyszne wino, nalewane do karafek z plastikowego baniaka (po Chorwacji już wiemy, że wino z baniaka jest najlepsze!).
Spędziliśmy tam ponad dwie godziny na pogaduchach z poznanymi dzień wcześniej w naszym hostelu, uroczymi i super zabawnymi Krakowiankami. Adres zdecydowanie godny polecenia!

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Racha Dukhan, 4 Mikheil Lermontovi St, Tbilisi, Gruzja

Byliśmy też w uroczej kawiarni Carpe Diem. Mieli dobre wino. I ładny widok.

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Carpe Diem Cafe, 5 Samghebro st, 0108 Tbilisi, Gruzja

Dobrze się czułam w Tbilisi i miło spędziłam w nim czas, ale prawda jest taka, że nie wyściubiliśmy nosa poza ścisłe centrum. Z okien samochodu widziałam natomiast na obrzeżach miasta przerażające blokowiska – ogromne, brzydkie, zaniedbane molochy na setki mieszkańców. I obawiam się, że to jest prawdziwe Tbilisi: ubogie i brudne. Młodzi ludzie starają się to zmienić. Podróżują, oglądają zdjęcia w Internecie, wiedzą, że miasto ma potencjał i chcą go wykorzystać. Jeden z barmanów w barze Warszawa przy Placu Wolności powiedział: „Pokolenie moich rodziców to lenie. Uważają, że wszystko im się należy. Nie chcą pracować i nie widzą, że dzięki pracy wiele można zmienić. Ja nie zamierzam być jak oni.” Brutalne, szorstkie, ale chyba niestety prawdziwe…

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Zamiłowanie do sztuki nowoczesnej widać na każdym kroku. Tutaj instalacja. Zapewne Instalacja Gazowa. Zewnętrzna.

MerCarrie Gruzja w tydzień, akt I

Akt pierwszy uważam za zakończony. Zapraszam na antrakt, część druga już niebawem.

Bisous :*

You May Also Like

8 comments

Reply

Reply

:D

Reply

Cudowna podróż <3 Gdyby mi taką zaproponowano, skakałabym z radości :) Przepiękne widoki, zachęcają do wyjazdu.
Zapraszam do mnie,
MoccaMonica blog

Reply

Zapraszam na akt II, moim zdaniem będzie jeszcze piękniejszy ;)

Miłego dnia!
:*

Reply

Tylko pozazdrościć takiej podróży.
Piękne zdjęcia.

Reply

dziękuję :)

Reply

Strasznie pretensjonalne i serio, wciąż ludzie dzielą się na księżniczki i nie-księżniczki (ich partnerów)?
O rany…

Reply

Wpis na 5 minut lektury a Ty z niego wyłapałaś tylko słowo „księżniczka” nie wyłapując już żartu? :))
(polecam także tekst o tytule „Noclegi w Gruzji, czyli KSIĘŻNICZKA na ziarnku grochu”)

:D

miłego dnia!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *