Dziś wpis z ubiegłego roku, który nic a nic nie traci na aktualności.
Impreza do rana, stopy i plecy obolałe po całej nocy na obcasach, o jeden kieliszek szampana za dużo – znamy to wszystkie. Każda, która twierdzi inaczej – kłamie ;) Dzień po imprezie sylwestrowej/karnawałowej/urodzinowej/studniówkowej mamy ochotę spędzić wyłącznie w łóżku. W ciszy (!!!), spokoju i z butelką wody z cytryną pod ręką. Niestety nie zawsze mamy ten komfort. Z niezrozumiałych względów (prawdopodobnie kieruje nimi czysta złośliwość) rodzice często oczekują naszej obecności jeśli nie na noworocznym śniadaniu (litości!), to chociaż na noworocznym obiedzie.
Jak zatem zregenerować się po całonocnych baletach, tak aby bez wstydu pokazać się rodzicom lub teściom? Ideałem jest oczywiście, że na imprezie wypiłyście jedynie parę łagodnych drinków, jadłyście pamiętając o białku i tłuszczu (na przykład kurczaka lub łososia) oraz piłyście dużo wody… No dobrze, pomarzyłyśmy, więc czas wracać do rzeczywistości. Moje wieloletnie doświadczenie nauczyło mnie, że w Błyskawicznej Akcji Regeneracji najważniejsze są: sen, woda z cytryną, kac-śniadanie i kąpiel. Reszta, czyli spacer, nawilżająca maseczka, kolagenowe płatki pod oczy, stanowią miły, uzupełniający dodatek.
Po pierwsze, musicie się wyspać! W moim przypadku najlepiej czuję się po dziewięciu godzinach snu, ale niezbyt często mogę sobie pozwolić na ten luksus. Dlatego sześć godzin to jest absolutne minimum! Każdy, kto stara się mnie obudzić wcześniej, ryzykuje życiem lub zdrowiem.
Po drugie, zaraz po przebudzeniu wypijcie szklankę wody z cytryną. Powinna być ciepła, ale umówmy się, żadna z nas nie ruszy się z łóżka tylko po to, żeby zagotować wodę. Można zawsze przed snem postawić koło łóżka termos z wrzątkiem – rano temperatura płynu powinna być idealna.
Odradzałabym też gwałtowne wyskakiwanie z łóżka (chyba, że zaspałyście na proszony obiad). Powylegujcie się, przejrzyjcie gazety, poczytajcie książkę, albo najzwyczajniej w świecie pogapcie się przez okno. Dajcie czas Waszemu organizmowi na powolne obudzenie się.
Po trzecie, nie omijajcie śniadania – nawet jeśli nie jesteście głodne. Wasz organizm potrzebuje siły, żeby pozbyć się toksyn. Według mnie najlepsze kac-śniadanie to jajecznica. Taka najprostsza – na maśle. Dostarcza białko i tłuszcz! Do tego grzanki i sok pomarańczowy. Wiem, że nie powinnam jeść nasilającego objawy kaca cukru, ale jakoś nie umiem go sobie odmówić. Podobnie nie umiem sobie odmówić kawy. Złej, odwadniającej kawy. Szczerze mówiąc uważam, że bez kawy nie ma śniadania i jestem nieszczęśliwa, kiedy nie mogę się jej napić. Jeśli nie jesteście o niej uzależnione jak ja, proponuję zaparzyć sobie zieloną herbatę. Również delikatnie pobudza (podobno), a nie odwadnia jak kawa. Ja jednak, jeśli pozwolicie, pozostanę przy domowej latte.
Śniadanie celebrujcie. Najlepiej w łóżku. Niech potrwa chwilę i niech będzie czystą przyjemnością.
Po czwarte, sugeruję gorącą kąpiel. Połóżcie się na pół godziny w wannie, zamknijcie oczy i odpocznijcie. Nie wiem na czym to polega, ale mnie taka kąpiel stawia na nogi. Prysznic tak nie działa. Tłumaczę sobie, że moje ciało pije wodę także przez skórę – prosto z wanny.
Potem już możecie wykonać swoje ulubione pielęgnacyjne rytuały: maseczki, olejki, balsamy – na co tylko macie ochotę. I czas. Jesteście już gotowe stawić czoła rodzinie.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Bisous :*
5 comments
Weronika/ mamotatogotuj.com
Fajny wpis. Masz rację – najważniejsze jest sniadanie. Ja w tym roku wyjadalam posylwestrowe resztki a Malej dostała się nudna kaszka ;-) Mąż odsypial rzecz jasna więc wstał dopiero w porze obwodowej ;-)
Weronika/ mamotatogotuj.com
Obiadowej !!!!
MerCarrie
Obwodowej doskonale pasuje ;)
Po ilości jedzenia, które pochłonęliśmy z przyjaciółmi w sylwestrową noc nasze obwody uległy zmianie… Zasadniczej!
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Buziaki :*
Gabriela
Jak przyjemne jest u Ciebie leczenie kaca! :)
Będę mieć na uwadze rady, mimo tego, że takiego prawdziwego kaca jeszcze nie doświadczyłam :p
No chyba, że liczymy miażdżący ból głowy po 2 lampkach czerwonego wina wypitych poprzedniego wieczoru… – wtedy jak najbardziej wpisuję się w tematyke posta! :)
PS Piękne zdjęcia!
MerCarrie
Kochana, skończyłam dwa kierunki rozrywkowych studiów – nie jedną imprezę mam na sumieniu ;)
Ale faktem jest, że 2 lampki czerwonego wina potrafią czasem wywołać takie skutki, jak „intensywne” wesele :))
Poza tym każdy pretekst dla poleniuchowania jest dobry!
Buziaki
(dziękuję za miłe słowa!)