Od kiedy pamiętam, uważałam że jestem gruba. Uważałam się gorsza od moich koleżanek, bo one były szczupłe i wiotkie, a ja przypomniałam kluskę. W sosie pomidorowym, bo często się czerwieniłam ze wstydu.

Chciałam być jak one, więc zaczęłam się odchudzać. O ile dobrze pamiętam pierwsze próby miały miejsce już w liceum. Wówczas po prostu omijałam posiłki oddając drugie śniadanie kolegom. W domu babcia jednak czuwała, żebym zawsze zjadła obiad i kolację i nie chciała słyszeć, że nie mam ochoty lub że może dziś nie zjadłabym ziemniaków. To co było na talerzu (a była to zazwyczaj solidna porcja), musiało wylądować w moim brzuchu.

Na studiach zaczęłam regularne diety. Próbowałam kopenhaskiej, Dukana, tych obrzydliwych zup oraz najbardziej idiotycznej diety świata czyli jedzenia w proszku prosto z Cambridge (pamiętam, że te upiorne koktajle piły moje przyjaciółki, matka i szef – razem w pracy robiliśmy sobie zupki w blenderze i wymienialiśmy się batonikami….okropność).

Chudłam, tyłam, patrzyłam w lustro i nie lubiłam siebie.

Kilka dni temu przeglądałam zdjęcia schowane gdzieś w czeluściach komputerowych terabajtów. Były to zdjęcia właśnie z tego czasu, kiedy uważałam, że nigdy nie sprostam konkurencji. Że moje koleżanki wyglądają lepiej.
Teraz, po latach spojrzałam na siebie i moje blondwłose punkty odniesienia i zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Nie byłam od nich grubsza. Nie byłam brzydsza (szczęśliwie twarz nigdy nie była przedmiotem szczególnych zgryzot, nie licząc spektakularnego trądziku, którym odchorowałam maturę). A i tak czułam się gorsza.

Przyglądałam się tej ładnej i szczupłej dziewczynie, niby uśmiechniętej, ale czasem lekko smutnej. I miałam ochotę zacząć do niej krzyczeć, żeby się ogarnęła.

Żeby zaczęła siebie akceptować, żeby przestała w siebie wątpić i żeby zaczęła czerpać z życia pełnymi garściami. Co z tego, że była towarzyska i umiała się świetnie bawić, skoro czasem jakaś złośliwa Queen Bee siedząca w jej głowie szeptała „kluska, pyza, beza i tak nigdy im nie dorównasz. Zjedz lepiej wuzetkę.” To były momenty, w których się wycofywałam i doskonale to widać na zdjęciach!

Piszę to przeszło dziesięć lat i kilo później. I oto znów znajduję się w sytuacji, w której nie jestem zadowolona ze swojego ciała. Po części to moja wina, po części odpowiedzialne są zdrowie i upływający czas.

Próbuję uczyć się na błędach. Dlatego kupuję długie kiecki z rękawami, żeby nie myśleć o słabszej kondycji ud czy ramion (te ostatnie nigdy nie były moją mocną stroną), usta maluję czerwoną szminką i z satysfakcją podszytą ulgą stwierdzam, że moja cera nigdy nie wyglądała lepiej.

A w blasku zachodzącego słońca i tak każda z nas wygląda zjawiskowo.

Doceniajmy naszą urodę teraz i cieszmy się tym, co mamy. Bo czas ucieka.

Bisous :*

You May Also Like

20 comments

Reply

jesteś piękna i nigdy nie myśl inaczej :* ;* ;* ;* ;*

Reply

❤️❤️❤️

Reply

Jakbym czytała o sobie.. Jakiś czas temu wróciłam do starych zdjęć, do czasów, kiedy myślałam, że jestem gruba i uwierz mi dałabym wszystko, żeby teraz być taka „gruba”. Po trzydziestce ciało się zmienia i nic na to nie poradzimy. A jak sobie pomyślę, czy lepiej wylewać poty na siłowni i katować się dietą, czy z uśmiechem sączyć prosecco i cieszyć się tym, że jestem tu i teraz to chyba odpowiedź sama się nasuwa… :) Kochana jesteś piękna i mega utalentowana, nigdy nie próbuj w to wątpić! <3

Reply

Ostatnio właśnie rozmawiałyśmy z przyjaciółkami, że ciała szaleją.
Nawet ważąc tyle samo będziemy inaczej wyglądać, bo inaczej rozkładają się tkanka tłuszczowa i woda…

I tak, masz rację, ale czasem trudno jest odpuścić…

Reply

Jej a dla mnie jesteś ucielesnieniem kobiecosci…jak to wszystko zależy od punktu widzenia…😚

Reply

Och…dziękuję…aż nie wiem jak zareagować!

Reply

A wiesz, że ja miałam tak samo 10 lat temu? Zawsze miałam brzuszek, ale w liceum też miałam na czym siedzieć i czym oddychać. Potem jak zaczęłam z dietami to z 58 schudłam do 48 i moje ciało do teraz płaci za to cenę. Ale my baby jesteśmy czasami głupie… A Ty jesteś piękna i zawsze Ciebie podziwiam za te cekiny i malinowe usta<3 Piękna!

Reply

Bo tak w zasadzie, to my jesteśmy strasznie „głupie” i widzimy zieloną trawę tylko w ogródku sąsiada ;)
I chcemy jeszcze ładniejszą u siebie, a czasem niesłusznie, bo te kilka stokrotek i chwastów tylko dodaje jej uroku…

(Dziękuję Moni)

Reply

Jesteś piękna i bardzo mądra Olga! Dziękuję Ci za ten wpis w imieniu swoim i wszystkich kobiet ❤

Reply

Kochana :*****

Reply

Ja też chciałabym powrócić do tej pięknej okragłej twarzy, która miałam jeszcze pięć lat temu. Nie odchudzam się tylko starzeję niestety. Moje kragłośvi gdzieś się zawieruszyły pomiędzy ciaża, karmieniem, brakiem snu, niedojadaniem, permanentnym zmęczeniem… A szkoda…

Reply

Całuję mocno!!!
(może teraz możesz się pobawić głębszymi dekoltami i nie wyglądać wyzywająco? to zawsze jakiś plus)

Reply

Jeśli chcemy to zawsze znajdziemy coś, co nam się w sobie nie podoba… Od zawsze byłam nieśmiała, a dodatkowo moją zmorą były odstające uszy, kręcone włosy i to, że co chwilę się czerwieniłam. W pewnym momencie dałam sobie też wmówić, że jestem gruba i powinnam zrzucić tu i tam, bo z rozmiaru xs przeszłam do s (tak, wiem jak to brzmi).
Nie przeszłam żadnej diety odchudzającej, nie poprawiłam odstających uszu, ale w końcu spojrzałam w lustro i wrzuciłam na luz :) Przestałam prostować włosy i teraz mogą wywijać się w każdą stronę w jaką chcą, a czasem je związuję, odsłaniając uszy, które dodają mi elfiego uroku :D
Dużo też dał fakt, że wyjechałam za granicę. Nie wiem jak Wy, ale ja mam wrażenie, że w Polsce dziewczyny za bardzo przesadzają z dbaniem o wygląd. Schludny look to jedno, ale codzienne nakładanie tony makijażu i bieganie w szpilkach bez specjalnej okazji, to jak dla mnie za dużo. Do tego mega długie paznokcie, koniecznie w neonowych kolorach i sztuczne rzęsy…
Nie przedłużając… Dziewczyny, wszystkie jesteśmy piękne, musimy tylko to piękno w sobie dostrzec i wyeksponować :)
Udanego weekendu!

Reply

To prawda z tym rychtowaniem się.
W Brukseli są dwa rodzaje kobiet. Grupa pierwsza: dziewczyny białe i cool ciemnoskóre – takie spotykane w modnych knajpach, które prawie w ogóle się nie malują, są bardzo naturalne. Dodatkowo te ciemnoskóre dziewczyny przeważnie podkreślają skręt swoich włosów nosząc obłędne loki i afro.
Druga grupa: zasadniczo imigrantki z krajów afrykańskich oraz arabskich – one przeważnie bardzo mocno się malują, kombinują z włosami (taka prawie Bijons), ubierają się też dość wyzywająco.

To wprawdzie sprawia, że jak czasem mam ochotę zaszaleć z brokatem na powiekach, czuję się „zmalowana” ;)

(a moje kręcące się włosy też zaczęłam akceptować – dzięki temu mam mniej roboty!)

Reply

Olga, dawno nic tu nie pisałam, ale oczywiście jestem tu regularnie i zawsze z największą przyjemnością czytam Twoje wpisy. Czasami Twoje wpisy, wzruszają mnie do łez, innym razem ” pękam ze śmiechu „, a kolejnym dają dużo do myślenia…
Jesteś mądrą, cudowną i wrażliwą kobietą. Nigdy się nie zmieniaj !!!
A jeśli chodzi o Twój wygląd to kochana odkąd Cię ” odkryłam „, to jestem Tobą zachwycona – naprawdę !!!- Olga masz wszystko to co ja zawsze chciałam mieć: burze pięknych włosów, śliczna buźka ;) dzięki której za 5, 10 czy 15 wciąż będziesz wyglądać młodo i fantastyczne kobiece kształty ( tego zazdroszczę najbardziej bo ja z wieczną niedowagą ). Olga, mam nadzieję, że szczere komplementy od drugiej kobiety ucieszą Cię bardziej niż od tłumu facetów. Bo ostatnio nawet moi kumple śmiali się, że kobieta kobiecie to raczej nie powie nic dobrego o jej wyglądzie z czystej zazdrości.
A ja z tej czystej zazdrości mówię ;)
Pozdrawiam serdecznie Iwona

Reply

Iwono, tak bardzo Ci dziękuję za tyle miłych słów!
:****

Wiesz, najciężej przeprocesować pewne rzeczy z samą sobą. To wymaga ciągłej pracy. Bo wiadomo, doceniam, co dała mi natura – nie jestem skłonna do fałszywej skromności. Ale jeśli od dziecka się słyszało, że jest się pyzą, to potem trudno przestać tak siebie widzieć :)

Reply

Tak bardzo Cię rozumiem, Olgo! Z tym że ja miałam problem właściwie odwrotny. Miałam super figurę, za to nigdy nie akceptowałam swojej proletariackiej urody – niesymetrycznych rysów twarzy, wąskich ust, niezbyt ładnych zębów, bardzo cienkich włosów. Wydawało mi się, że twarz jest najważniejsza. Głuptas ze mnie był. Dziś patrzę na swoje stare zdjęcia i widzę normalną, przeciętną, ale nie brzydką dziewczynę, a figura – tylko wzdycham, choć dziś (42 lata) nie mam dużo więcej kilogramów. Wystarczy dbać o siebie i stosownie do figury ubierać się, a nikt nie pomyśli o nas jak o nieatrakcyjnych dziewczynach czy kobietach.

Reply

Myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że prawie każda z nas ma swoje małe demony, z którymi chce walczyć.
To chyba normalne.
I tak samo normalne jest to, że po latach dochodzimy do wniosku, że nie było warto…

Reply

Bardzo mąðry i ważny tekst. Pozdrawiam, prawniczka która zawiesiła togę na kołu. :)

Reply

Toga z mojej szafy macha do Ciebie żabotem ;)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *