Jechałam autobusem. Obok siedziała kobieta z małym chłopcem (na oko pięciolatek). Chłopiec naburmuszony i pełen wyrzutu w głosie zapytał: „Mamo, a z czego wy się tak wczoraj wieczorem śmialiście, jak poszedłem spać?” „Nie pamiętam kochanie.” „Musisz pamiętać śmialiście się i śmialiście. No co to było?!” „Kochanie, naprawdę nie mam pojęcia.” „Oczywiście. To był na pewno jakiś fajny dowcip…(chwila milczenia) Ja też bym się pośmiał, ale kazałaś mi iść spać!…Ja lubię się z wami śmiać!” Ostatnia kwestia została w zasadzie wykrzyczana przez łzy. Biedna matka starała się nie parsknąć, ewidentnie przeżywającemu ciężkie chwile, synowi śmiechem w twarz – ale kąciki ust jej niebezpiecznie drżały.
Pomyślałam sobie, jak ja dobrze rozumiem tego chłopca!
Zaczyna się niewinnie: od nieusłyszanego żartu, „kultowego” potem wśród kolegów z klasy; od tego, że nie zobaczyłeś, jak kumpel zaliczył spektakularną glebę, bo akurat poprawiałeś kurtkę, a potem wszyscy sobie tę historię opowiadali. Żal, nieszczęście i poczucie straty. Wraz z upływem lat jest coraz gorzej.: nie widziałeś bójki Krzysia i Tomka o Zuzię na szkolnej dyskotece, bo mama kazała ci już wracać do domu; nie pojechałeś na „legendarną” i wiecznie żywą w opowieściach wycieczkę; nie poszedłeś do kina, bo akurat miałeś obiad u babci. Zawsze przecież pod naszą nieobecność dzieją się najlepsze rzeczy, a przynajmniej inni robią wszystko, żebyśmy tak myśleli.
Zaczyna się niewinnie: od nieusłyszanego żartu, „kultowego” potem wśród kolegów z klasy; od tego, że nie zobaczyłeś, jak kumpel zaliczył spektakularną glebę, bo akurat poprawiałeś kurtkę, a potem wszyscy sobie tę historię opowiadali. Żal, nieszczęście i poczucie straty. Wraz z upływem lat jest coraz gorzej.: nie widziałeś bójki Krzysia i Tomka o Zuzię na szkolnej dyskotece, bo mama kazała ci już wracać do domu; nie pojechałeś na „legendarną” i wiecznie żywą w opowieściach wycieczkę; nie poszedłeś do kina, bo akurat miałeś obiad u babci. Zawsze przecież pod naszą nieobecność dzieją się najlepsze rzeczy, a przynajmniej inni robią wszystko, żebyśmy tak myśleli.
Poczucie potencjalnej straty potęgują media społecznościowe. Uprawiany przez wszystkich użytkowników (bez wyjątku, ze mną włącznie) PR polega na codziennym, wytrwałym dodawaniu kolejnych punktów do lansu. Meldowanie się w knajpach, tagowanie znajomych, zdjęcia na instagrama, odklikiwanie się na wydarzeniach – wszystko ma pokazywać innym, jak dużo Super-Fajnych-Rzeczy robimy. Kiedy przeglądam FB i widzę te wszystkie aktywności moich znajomych zaliczam „social meltdown”. Tyle wystaw, spektakli, imprez! Wszyscy się tak świetnie bawią, a ja siedzę w domu i oglądam jakieś durne seriale zamiast pływać łódką/piec kiełbaski na ognisku/szydełkować z kołem gospodyń wiejskich/uczestniczyć w warsztatach tanecznych ze światowej sławy choreografem. Najbardziej jest to nieznośne na wiosnę i latem – jest ciepło, wszyscy zrzucają zimowe ciuchy, wychodzą na miasto i kilkają/lajkują/czekinują bez opamiętania. Przy czym zdaję sobie sprawę, że większość kliknięć „wezmę udział” to ściema, bo i tak klikający zostają w domu (sama tak często robię).
Żeby nic nas nie ominęło jesteśmy podłączeni do mediów społecznościowych na stałe. Powiadomienia push, Messenger, WhatsApp, newslettery. Dzięki nim możemy być na bieżąco z najgorętszymi i najpopularniejszymi wydarzeniami, na których trzeba (!) być. Czasem, kiedy siadam na kanapie, wyglądam, jakbym pracowała dla NASA. Komputer, komórka, iPad, zdarza się, że także iPod + słuchawki na uszach. Spokojnie mogłabym wystrzelić rakietę w kosmos i przeanalizować dane przesłane przez łazika Curiosity.
W rzadkich chwilach refleksji zadaję sobie pytanie: po co? Odpowiedzi są trywialne. Po pierwsze: „Cześć mam na imię MerCarrie i jestem uzależniona od społecznościówek” – odwyk umiem sobie zrobić tylko od służbowej poczty (przychodzi mi to bez wysiłku – ciekawe, bardzo ciekawe). Po drugie: jestem ciekawska, a niewiedza mnie irytuje zarówno na polu zawodowym, jak i prywatnym. Po trzecie: praktyką wśród moich znajomych jest tworzenie wydarzeń na facebooku przy urządzaniu wszelkich imprez. Nikt już sobie nie zawraca głowy smsami, albo nie daj Boże telefonami. Robisz śliczne wydarzenie, dodajesz zdjęcie, najważniejsze informacje, zapraszasz gości i już! Masz odfajkowane. A jak ktoś z FB nie korzysta, albo przegapi, to niech ma pretensje wyłącznie do siebie. Wiadomo, że najbliższe grono przyjaciół i tak powiadamia się własnymi kanałami, ale Ci, którzy nie dostępują tego zaszczytu muszą się martwić sami.
W rzadkich chwilach refleksji zadaję sobie pytanie: po co? Odpowiedzi są trywialne. Po pierwsze: „Cześć mam na imię MerCarrie i jestem uzależniona od społecznościówek” – odwyk umiem sobie zrobić tylko od służbowej poczty (przychodzi mi to bez wysiłku – ciekawe, bardzo ciekawe). Po drugie: jestem ciekawska, a niewiedza mnie irytuje zarówno na polu zawodowym, jak i prywatnym. Po trzecie: praktyką wśród moich znajomych jest tworzenie wydarzeń na facebooku przy urządzaniu wszelkich imprez. Nikt już sobie nie zawraca głowy smsami, albo nie daj Boże telefonami. Robisz śliczne wydarzenie, dodajesz zdjęcie, najważniejsze informacje, zapraszasz gości i już! Masz odfajkowane. A jak ktoś z FB nie korzysta, albo przegapi, to niech ma pretensje wyłącznie do siebie. Wiadomo, że najbliższe grono przyjaciół i tak powiadamia się własnymi kanałami, ale Ci, którzy nie dostępują tego zaszczytu muszą się martwić sami.
Nie chcąc, żeby mnie coś ominęło (choć w rzeczywistości dobrze wiem, że tak nie będzie) kompulsywnie odświeżam społecznościówki, bo powyłączałam wszelkie powiadomienia push…Gdzie tu sens i logika? Nie ma, ale szczerze mówiąc, dopóki mnie to bawi dlaczego miałabym przestać? Otóż jak na razie nie zamierzam! ;)
2 comments
Aga
Nie mam FB i nie chcę być jego ofiara. Przyznam, że omijaja mnie ludzie/imprezy/spotkania. Moja dobra koleżanka wychodzac na prxyjęcie dwie ulice ode mnie nie zadzwoni. A po co skoro FB przecież głosi waszem i wobec o wydarzeniu…
MerCarrie
Haha coś w tym jest :)
Pamiętam, że niektórzy moi znajomi uważali, że skoro „odkliknęli” się na wydarzeniu, to znaczy, że na nie idą i nie muszą powiadamiać znajomych. Po kilku awanturach i sytuacjach, że ktoś wylądował sam na imprezie to się skończyło. :))