Postem o Paryżankach zakończyłam, przynajmniej jak na razie, francuski wątek. Teraz przenosimy się za wschodnią granicę Francji – de Belgii, a dokładniej do Brukseli.
Bruksela to miasto, które trudno jest polubić, a jeszcze trudniej pokochać. Przebywając tam, ma się nieodparte wrażenie, że Bruksela jest tylko przystankiem, że nikt tam nie jest na stałe. Miasto na tym cierpi. Jest wprawdzie masa barów i knajpek, jest różnorodność kulturowa, która jest najbardziej zauważalna na restauracyjnych talerzach (kuchnia afrykańska, marokańska, francuska, niemiecka, polska, tajska, indyjska…). Niestety, więcej widać osób z walizkami niż z koszykami na zakupy. Dlatego miasto nie zachęca, nie mówi – chodź, tu jest fajnie, przytulnie, będziemy się razem dobrze bawić.
Przez ostatnie parę lat Brukseli w moim życiorysie jest więcej, niż bym sobie tego życzyła. Przeszłam przez wszystkie fazy negatywnych uczuć: od głębokiej nienawiści po zimną obojętność. Ponieważ złe emocje nic dadzą, postanowiłam Brukselę polubić. No przynajmniej spróbować. Jak najłatwiej poczuć sympatię do obcego miasta? Wybierając się na długi spacer. Najlepiej z aparatem. Jeśli jeszcze jest ciepło i świeci słońce (aaa w Brukseli to nie takie oczywiste), spacer może sprawić dużą przyjemność. A może przy okazji miasto zacznie być przyjazne?
Moja ostatnie wizyta w Brukseli związana była z szukaniem w niej mieszkania – o czym będzie osobny post, ale jest to jeszcze zbyt bolesny temat.

Na razie zapraszam Was do obejrzenia zdjęć.

 

 

 

 

 

 

Bruksela jak Grecja ;)
murale są wszędzie

tak, było bardzo ciepło

 

 

antykwariaty to jedna z najmocniejszych stron miasta

 

 

 

Niebawem znów wracam do Brukseli, tym razem po to, by umeblować mieszkanie, które udało się wynająć. Relacje na bieżąco tradycyjnie na FB, Insta i może na Snapie :)
Buziaki :*

You May Also Like

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *