Piękno jest kwestią bardzo umowną. Oglądając nowy sezon „Top Model” przyglądam się młodym ludziom gotowym podbić świat modelingu i próbuję odgadnąć, czy mają wystarczające warunki, by choć odrobinę uchylić drzwi do wielkiej kariery.

Zauważyłam, że nie wzbudzają we mnie większego zainteresowania klasyczne piękności. O ile na żywo zapewne nie mogłabym oderwać od nich oczu, o tyle w telewizji ich uroda blednie. Z kolei wszystkie te dziewczęta z wielkimi ustami, oczami na pół twarzy, często o dość ostrych rysach sprawiają, że chcę zobaczyć, jak będą pracowały na sesjach zdjęciowych i z jakim efektem. No i automatycznie zaczynam im kibicować (pamiętam, w którejś edycji była dziewczyna, której urodą, aż do finału, jury zachwycało się non-stop. Owszem, była ładniutka, ale nie budziła we mnie żadnych emocji i nie przykuwała uwagi).

To sprawiło, że zaczęłam zastanawiać się nad kwestią piękna i kobiecości, bo przecież niemal dla każdej z nas te słowa oznaczają coś zupełnie innego.

Jak wiesz, lubię przeglądać się innym kobietom. Zawsze jestem zafascynowana, jak bardzo się różnimy i jak różne mamy poglądy na piękno.

Są kobiety bardzo starannie „zrobione”. Pełen makijaż, idealnie ułożone włosy, które nawet nie drgną na wietrze, perfekcyjny manicure, opalona i lśniąca skóra. Widać, że swój wygląd biorą na poważnie i nie zamierzają iść w tej kwestii na żadne ustępstwa.

Są kobiety szalenie zadbane, ale stonowane. Przywodzą na myśl księżne Kate i Meghan. Ich wygląd można podsumować w dwóch słowach: staranna elegancja. Odcień włosów, kolor szminki, wzór na apaszce są perfekcyjnie dobrane i przemyślane. Tu nie ma miejsca na błędy.

Są kobiety nonszalanckie, najbliższe mojemu sercu. Sprawiają wrażenie, jakby ich wygląd był dziełem przypadku. Na komplement „świetnie wyglądasz”, zapewne odpowiedziałyby „Tak? Och, zarzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy z szafy”. I pewnie tak było, ale musisz wiedzieć, że w tej szafie nie ma przypadkowych ubrań, choć stylóweczki takie mają sprawiać wrażenie. Kobiety te mają włosy ułożone „od niechcenia”, makijaż, który na pierwszy rzut oka jest lekki, lecz jeśli dobrze się przyjrzysz zauważysz, że nie oszczędzano na kosmetykach. Bo nonszalancja wymaga pracy.

Są też abnegatki, które zdają się nie przejmować swoim wyglądem i często tak jest w rzeczywistości. Nie ukrywam jednak, że zarówno z ten typ kobiet jak i ten „starających się za bardzo” nie trafiają w moją estetykę. Nie znoszę przesady, ale nie lubię też zaniedbania. Z abnegacją do twarzy jest tylko młodym, szczupłym, naturalnie pięknym i pełnym wdzięku dziewczynom, które nawet w worku na kartofle i fryzurze na jeża wyglądałyby jak milion dolców. Reszta z nas powinna choć odrobinę się postarać.

Nie zmienia to faktu, że każda z tych kobiet zdefiniuje piękno i kobiecość zupełnie inaczej.

View this post on Instagram

…B E A U T Y S T O R I E S… . . . . . Piękno jest sprawą bardzo umowną. Obiektywnie śliczne dziewczyny mają często ogromne kompleksy wynikające z niepewności siebie, ze złośliwości koleżanek z podstawówki, albo z tego, że matka była wiecznie niezadowolona z ich wyglądu. . . Często także kobiety, które mają urodę ciekawą, ale nie są oczywiście piękne, przyciągają jak magnes. I świadome swojej mocy umiejętnie ją wykorzystują. . . Ja na przykład zawsze chciałam mieć ciekawą urodę. Duże usta, wystające kości policzkowe. A najbardziej to chciałam być blada, ruda i piegowata 🙈 Akceptacja przyszła z czasem – szczególnie falujących włosów. Bo i niestety nasza relacja jest dość skomplikowana. To znaczy ja się staram, a one mają to w głębokim poważaniu. Niestety mają nade mną przewagę. Zupełnie jak ci przystojni faceci, którzy wiedzą, jaką władzę mają nad kobietami. No i one, te moje włosy, też wiedzą. 🤦🏼‍♀️ . . Z resztą „mnie” relacja jest normalna i dość zdrowa. Czyli jednego dnia uważam się za Afrodytę, która wyłoniła się z morskiej piany, zaś następnego czuję się jak Meduza i mam nadzieję, że nikt nie przyleci ciachać mi łba, bo jak odrośnie ich kilka, to będzie mnie więcej do oglądania. . Dziś jest nieźle. Może nie Afrodyta, ale po prostu ja. 👄 . . Macie swoje urodowe demony? . . Udanego tygodnia! Bisous💋 . . . . #beautystory #mirrorselfie #mirrormirroronthewall #vanityshot #beautyshot #flawlessbeauty #beautyinsideout #blendwithtrend #vanities #parisienne #parisianchic #parisiennestyle #effortlessbeauty #effortlessstyle #parisiansoul #stylestories #womanwithstyle #bornfrench #mirrorpics #mirrorreflection #oldschoolselfie #polaroidstyle #parisification #momentsofchic #warmtones #vscoportraits #retrovibes

A post shared by MerCarrie (@mercarrie) on

Dla mnie ideałem piękna jest kobieta – porcelanowa lalka o alabastrowej skórze, wielkich oczach, wystających kościach policzkowych, koniecznie ruda i piegowata. Latami chciałam tak wyglądać, ale zawsze byłam prawdziwą Słowianką: rumianą z blond włosami. Tyle dobrego, że miałam (i mam) duże oczy.

Szczęśliwie dość szybko nauczyłam się doceniać swoje odbicie w lustrze, ale nie byłabym kobietą, gdybym nie znalazła sobie jakiegoś wroga. Moją obsesją były włosy: kiedyś proste, lśniące i blond z czasem ściemniały i zaczęły się kręcić, a w zasadzie wić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile kosmetyków do prostowania i wygładzania włosów oraz ile różnych prostownic, ogromnych wałków i wielkich szczotek do włosów przewinęło się przez moją łazienkę. Przetestowałam każdą nowość i każda była do niczego. Stan faktyczny zaakceptowałam stosunkowo niedawno, ale gdybym miała określić status związku z włosami, musiałabym użyć określenia „to skomplikowane”. To znaczy ja się staram, a one mają to w głębokim poważaniu. Niestety mają nade mną przewagę. Zupełnie jak ci przystojni faceci, którzy wiedzą, jak wielką władzę mają nad kobietami.

Nawiasem mówiąc włosy są zdecydowanie przedmiotem największych zgryzot wielu kobiet. Na Instagramie niejedna czytelniczka wylewała swoje żale, bo jej czupryna: puszy się/jest oklapła/włosy są kręcone/proste/rude/cienkie…nie dogodzisz!

Oprócz tego, że prawie każda z nas ma inną definicję piękna, to także inaczej rozumiemy kobiecość.

Niektóre z nas utożsamiają kobiecość z seksownym wizerunkiem: obcasy, krótkie spódniczki, wyeksponowane wszystkie atuty. Dla części kobiecość to zmysłowość: włosy powiewające na wietrze, kawałek uda wyglądający z rozcięcia w spódnicy.

Jako mała dziewczynka czułam dreszcz podniecenia na dźwięk stukotu obcasów na chodniku. Uwielbiałam sukienki z ogromnymi spódnicami i jak zaczarowana wpatrywałam się w ślady szminki odciśnięte na filiżance lub kieliszku (to chyba efekt pewnej piosenki Manamu, którą często puszczał mój tata). Fascynowało i fascynuje mnie do tej pory to, w jaki sposób niektóre kobiety palą papierosy (na to jednak się nigdy nie zdecydowałam)(choć gdyby nie smród i rak płuc paliłabym jak smok). Lubiłam też ten moment, kiedy przed wyjściem z domu mama wchodziła w pachnący obłoczek perfum.
Dziś do listy dodałabym koronkowe body wyglądające czasem spod białej, męskiej koszuli i śmiech – taki szczery, głośny i prawdziwy.

Zapytałam dziewczyn na Instagramie czym jest dla nich kobiecość. Co było dla nich symbolem zmysłowości, tego „je ne sais quoi” sprawiającego, że obserwowane przez nie kobiety uważały za hipnotyzujące?
Okazało się, że dla zdecydowanej większości symbolem kobiecości były właśnie szminka i szpilki. Czasem spódnice za kolano i sensualność Moniki Bellucci czy podlotków okresu dwudziestolecia międzywojennego.

Lecz pomimo słabości do stukotu obcasów na brukowanej ulicy i tak wybieramy trampki.

Bo przecież piękno i kobiecość mają wiele definicji i jeszcze więcej wcieleń.

Bisous :*

You May Also Like

2 comments

Reply

Pół roku temu odkryłam Twojego bloga, przeczytałam wszystkie wpisy w 7 dni i od tego czasu zaglądam tu regularnie. Natomiast po raz pierwszy mam odmienne zdanie, więc po raz pierwszy udzielę komentarza aby się „usprawiedliwić” ;)
Mam 30 lat, cerę bez większych problemów, ukochane piegi jak słońce poświeci dłużej, bardzo dobre geny młodości po mamie i Mężczyznę, dla którego tusz do rzęs jest zbyt mocnym makijażem. Nie oszukasz go tym lekkim, którego „nie widać” :) Zawsze byłam abnegatką – z lenistwa, teraz nadal nią jestem – z pychy. Bo chcę codziennie widzieć w Jego oczach uznanie, radość, szczęście i dumę. Widzę się Jego oczami i dostrzegam swoje piękno – dalekie od standardowego kanonu. A w codziennym szczęściu ubieram najszczerszy makijaż – uśmiech :)
Na codzień tyle wystarczy.
Od święta wyciągnę czerwoną pomadkę ;)

Pozdrawiam!

Reply

Przede wszystkim nie ma się co „usprawiedliwiać” – jesteśmy inne i to jest super!

Ja abnegację rozumiem jako brak dbania o siebie – nie sprowadza się to tylko do braku makijażu, ale też dotyczy pielęgnacji ogólnej (skóra, włosy, ciało, ciuchy). Bo i bez makijażu można wyglądać zjawiskowo (a jak się jeszcze sięgnie po czerwoną pomadkę…)

Wielu mężczyzn nie lubi makijażu.
Mój mąż najchętniej oglądałby mnie bez (choć czerwoną szminkę docenia), ale ja za bardzo lubię bawić się kosmetykami :)) Brokat-pac, róż – o jaki śliczny odcień – fru na policzki, rozświetlacza ile fabryka dała ;)))) choć na co dzień jestem raczej oszczędna.

Dziękuję za taki szczery komentarz!
buziaki :*

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *