Ostatnio burzę wywołała okładka magazynu Glamour z bohaterkami serialu „Dziewczyny”, a nawet nie tyle sama okładka, co udo Leny Dunham. Otóż na okładce amerykańskiej edycji pisma udziszcze (bo tak należy je nazwać) było pokryte cellulitem, a na polskiej okładce – już pięknie wygładzone przez grafików. Gromy ze wszystkich zakątków internetu posypały się polską redakcję magazynu i słusznie, bo Lena zaakceptowała okładkę z cellulitem, a nie bez. Polski Glamour zaczął się wycofywać z tego rakiem w mało subtelny i smaczny sposób (twierdząc mniej więcej, że udziszcze Leny jest naturalne i piękne, że to pomyłka, a oni tu w ogóle tylko sprzątają)(serio…??) i mediach społecznościowych powymieniało zdjęcie na jedyne właściwe i poprawne politycznie.
Nie lubię serialu „Dziewczyny”, bo jest w dużej mierze obrzydliwy, a bohaterki doprowadzają mnie do szału. Nie lubię także samej Leny i jej nie wierzę. Moim zdaniem jest zapuszczoną babą, która w dodatku wmawia innym, że to w porządku. Że kobiety mogą być zaniedbane i eksponować tłuszcz w szortach, przykrótkich topach i że noszenie źle dobranych biustonoszy też jest ekstra. I ludzie się zachwycają, jaka ta Lena jest prawdziwa i naturalna, wcinając pizzę przy kolejnym odcinku serialu.
Do mnie to nie trafia, ale ja mam zryty mózg przez magazyny i amerykańskie seriale (figurę Blake Lively uważam za doskonałą). Owszem, nie twierdzę, że wszystkie musimy wyglądać jak top modelki. Chociaż ja bym chciała, ale po pierwsze jestem na to zbyt leniwa, po drugie moje ciało nigdy nie schodzi poniżej pewnej wagi – nawet w swoim najlepszym okresie (czytaj: w czasie skrupulatnego pilnowania diety i regularnych ćwiczeń) ważyłam powyżej 60 kg. Trudno takie geny. Nie znaczy to jednak, że powinnam poddać się bez walki i opychać się kolejnym pączkiem, bo „przecież mamy tłusty czwartek”. Nie ma mowy.
W ramach desperackiej próby odzyskania dawnej sylwetki kupiłam karnet do klubu fitness i zaczęłam testować serwowane w nim zajęcia.
Na pierwszy ogień poszły zajęcia o wdzięcznej nazwie „Power Aqua”. Woda, przygaszone światła, prawie milusio. Z aqua aerobikiem mam pewien problem, bo zazwyczaj głównie skupiam się tym, żeby się nie utopić. Tak było i tym razem, bo moja naturalna boja przyobleczona w nieco przyciasny sportowy kostium kąpielowy ciągnęła mnie góry, jak wściekła (swoją drogą „lajkra” to jednak cudowny materiał, od ósmej klasy podstawówki noszę ten sam kostium i ciągle jest dobry, rozciąga się w nieskończoność – jak Wszechświat. Zastanawiam się, kiedy pęknie mi na tyłku). Kiedy w końcu zapanowałam nad boją i zaczęłam czerpać radość (!) i przyjemność (!!) z ćwiczeń, instruktorka kazała nam założyć hantle z pianki na stopy i robić wymachy nóg. Phi! Co to dla mnie! Jak zrobiłam wymach, to jedna noga znalazła się za uchem, a druga gdzieś z boku, ewidentnie próbując opuścić basen bez mojej zgody i wiedzy…To, że przeżyłam, odbieram jako swój osobisty sukces i znak, że jestem prawdziwą sportsmenką.
A skoro jestem Sereną Williams siłowni, wybrałam się na zajęcia z fitnessu na trampolinach. Instruktorka od początku zajęć patrzyła na mnie podejrzliwie. Najpierw zasugerowała, że mam niewygodne buty. Potem, żebym się czasem przytrzymała drążka. Wreszcie, kiedy pozostałe uczestniczki chwyciły dziarsko ciężarki, a mi pociemniało w oczach, powiedziała: „yyyyy….nieeeee…nie, nie, pani nie, pani sobie te ciężarki odpuści”. Z jednej strony byłam jej wdzięczna, bo chwilę wcześniej o mało się nie spieprzyłam na podłogę, ale z drugiej strony, mój wewnętrzny prymus zaczął się buntować „Że co? Ja nie dam rady?!”. Powiedzmy sobie szczerze. Nie dałabym rady.
Po trzydziestu minutach zaczęłam łapać równowagę i rozumieć o co w tych zajęciach chodzi. Zleciałam tylko raz, więc było nieźle. Po czterdziestu pięciu minutach byłam wykończona i spocona jak mysz. Pot lał się ze mnie strumieniem (po rozciąganiu, w miejscu w którym stałam, została mokra plama…). Rozejrzałam się dookoła, pewna, że pozostałe uczestniczki zajęć, z trudem łapią oddech leżąc gdzieś pod trampolinami. Ale gdzie tam! Żwawiutkie i radosne wdzięcznie opuszczały salę. Nawet im się makijaże (!!!) nie rozmazały! Najwyraźniej jestem po prostu wstrętna i odpychająca.
Ale trudno! Będę ćwiczyć, smarować się kremami i jeść sałatę, żeby potem jakiś grafik nie czuł się w obowiązku retuszować mojego zdjęcia na okładce magazynu. Jeszcze by się chłopak przepracował!
Bisous :*
PS: Jeśli chodzi o ilustrację – tak sobie właśnie wyobrażam siebie podczas ćwiczeń. Tylko nos mam ładniejszy ;)
18 comments
Aga
Haha to wiesz co, czekam na okładkę !! ✊✊??
10/10!!
MerCarrie
;)
:*
Agnieszka D.
Pani Olgo,
Dzisiaj trafiłam tu po raz pierwszy i chyba zostanę na dłużej… Świetnie czyta się Pani teksty (przeczytałam od razu kilka wpisów -przypadkowo wybranych): pisane z subtelnym poczuciem humoru o zabarwieniu lekko złośliwym (całkiem jak moje!). Łączy nas także pewne wyrzeczenie – o trudnym kroju i czarnym kolorze – ciekawa jestem tylko koloru Pani lamówki ;)
Pozdrawiam – Agnieszka D.
MerCarrie
Dobry wieczór!
Droga Koleżanko :), jestem po prostu Olga (żadna tam Pani). Bardzo się cieszę, że Ci się u mnie spodobało i zapraszam do rozgoszczenia się. Co do koloru lamówki, pozwól, że na razie go jeszcze nie będę zdradzać :)
Pozdrawiam serdecznie!
Paula
Cudowne poczucie humoru :) mogłabyś napisać książkę- poprawiającą humor, inteligentną, zabawną i zdystansowaną. Ja bym kupiła :) Aczkolwiek pewnie przymus pisania zabrałby część tej niewymuszonej lekkości stylu…
Pozdrawiam ciepło!
MerCarrie
Dziękuję!
Pozdrawiam serdecznie :)
Kasia
Dziękuję w imieniu wszystkich grafików : * a co do rysunku, widziałam cię w akcji i potwierdzam, że dokładnie tak wyglądasz!
MerCarrie
hahaha :*
Ewelina Ch.
Inspirujesz:) muszę wreszcie wziąć się za siebie ? wyglądam po tej zimie najgorzej od lat i nie będę próbować się okłamywać, ze kocham siebie w takiej wersji, bo wcale tak nie jest ? no i – nie umiem pływać i wiem, ze się nie nauczę, więc dla mnie najzwyklejszy aqua aerobik byl przeżyciem ekstremalnym ?
MerCarrie
Ewelino, pływam od dziecka, a i tak aqua aerobik jest dla mnie potencjalnym zagrożeniem życia, więc nie masz się czym przejmować ;) Trzymam kciuki i do dzieła!
:*
Ania
Popłakałam się! ? Chyba zapiszę sobie gdzieś link do tego wpisu, żeby móc do niego wracać w gorszych chwilach.
Powodzenia na tych fitnessach wyczynowych! ?
MerCarrie
Dziękuję i do usług ;)
Ela - themomentsbyela.pl
Świetny artykuł, jakbym czytała o sobie. Zapuścić się nie wolno, ale ćwiczenie nie koniecznie należą do moich najulubieńszych zajęć, co nie znaczy, że się nie mobilizuję. Mam chyba mniejsze predyspozycje do fitnessu :). Fajnie że powstają takie mobilizująco – pokrzepiające wpisy.
♥♥♥ Super ♥♥♥
http://www.themomentsbyela.pl
MerCarrie
Z ćwiczeń najbardziej kocham taniec, ale on już dawno przestał mnie męczyć. A ja wychodzę z założenia: nie męczy, czyli nie działa ;)
Dziękuję za miłe słowa :)
Asia
Olga trafiłam na Twój blog i… nie mogę się od niego oderwać. Piszesz fantastycznie! Czekam z niecierpliwością na każdy nowy Twój wpis i bardzo serdecznie pozdrawiam :-)
MerCarrie
Asiu, jest mi szalenie miło! Bardzo, bardzo dziękuję :)
Miłego wieczoru!
Joanna
Piękny rysunek a serial powinni przestac emitować- natychmiast. Dziwię się ze ktoś to ogląda ?
MerCarrie
Szczęśliwie Lena już zakończyła pracę nad serialem i oto wiosną wyemitowano ostatni odcinek. Ale! Ostatnia seria była nawet ciekawa. I szczęśliwie krótka :)
Dziękuję :)