Hiszpańskie wybrzeże Costa Blanca skrywa wiele uroczych zakątków, ślicznych miasteczek, które w niczym nie przypominają upiornego, zalanego betonem Benidormu. Miasteczek pełnych kamiennych domów, wąskich uliczkek i kościołów, w których nad wiernymi czuwa Najświętsza Panienka.

Wystarczy wsiąść do samochodu, by trasą N-332 wiodącą wybrzeżem i kręcącą zawijasy wśród wzgórz dojechać z Alicante do miasteczka Altea. Miasteczko założyli starożytni Iberowie, potem orgie urządzali Rzymianie do czasu przejęcia go przez Maurów. W XIII wieku odbite zostało z rąk muzułmanów w ramach Reconquisty i od tamtej pory znajduje się pod panowaniem hiszpańskich władców, a także bogatych Rosjan i Skandynawów, którzy wybudowali tu swoje rezydencje.

Altea jest miejscem, w którym nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czas się zatrzymał.

Spacerując wśród bielonych domków z kolorowymi drzwiami nieświadomie zwalniam, krok staje się powolny, z chęcią zatrzymuję się przy punktach widokowych i z zapartym tchem podziwiam panoramę miasteczka oraz turkusowe morze. Słucham też ciszy. Czasem, bez większego przekonania, miałknie kot, w oddali słyszę śpiew ptaków, szmer rozmów i wybuchy śmiechu. Samochodów jest niewiele, poza nielicznymi wyjątkami nie mają wstępu na brukowane uliczki starej części miasteczka. Z resztą, kto by chciał nimi jeździć, są tak wąskie, że należy składać lusterka i uważać, by nie uderzyć w jedną z wielu donic z kwiatami i sukulentami ustawionych przed domami…

W oddali lśnią pokryte błękitną majoliką kopuły kościoła Parroquia De Nuestra Señora Del Consuelo. Docieram na Plaça de l’Església, siadam w jednym z knajpianych ogródków i zamawiam dzbanek białej Sangrii, takiej z szampanem i martini. Nie potrzebuję parasola, mój ogromny kapelusz skutecznie chroni mnie przed słońcem, zaś kostium kąpielowy pełni rolę dobrze skrojonego body. Ale spokojnie, połączony z lnianymi spodniami z wysokim stanem wygląda elegancko, a ja sama nie sprawiam wrażenia, jakbym pomyliła drogę na plażę.

Rozprostowuję nogi na sąsiednim fotelu, mrużę oczy i leniwie sączę zimnego drinka. Dzwony kościelne wybijają pełną godzinę, rodzina wróbli z zainteresowaniem zerka na mnie, zapewne zastanawiając się, czy dam im coś do jedzenia. Co jakiś czas przez plac przemykają małe grupki turystów z aparatami fotograficznymi. Obsługuje nas Rosjanka, która od dwudziestu lat mieszka w Altei. Rozmawiamy chwilę mieszanką rosyjskiego i polskiego. Żegnamy się ze śmiechem, życząc sobie miłego popołudnia.

Jeśli znajdziesz się kiedyś w Alicante poświęć jeden dzień na wycieczkę do Altei. Nie potrzebujesz samochodu, bo dostaniesz się do tego miasteczka tramwajem, którego linię poprowadzono nad brzegiem morza. Ja trochę żałuję, że wybraliśmy samochód. Uważam, że znacznie większą przyjemność mielibyśmy odwiedzając Atea tramwajem.

A jeśli w knajpce na kościelnym placu obsługiwać cię będą Rosjanki, koniecznie je ode mnie pozdrów.

Bisous :*

Kapelusz – Mango (niedostępny on-line) / Spodnie – & Other Stories (niedostępne on-line) / Kostium – H&M / Koszyk – Madame Panier

You May Also Like

4 comments

Reply

Świetny masz kostium. Chodzą za mną te laserowe cięcia. Podpowiesz jak dobrałaś rozmiar? To jednak nie jest tak częsty zakup i niekoniecznie pokrywa się ze zwykłą rozmiarowką ubrań. Pozdrawiam Justyna

Reply

Przymierzyłam w sklepie po prostu. Ale! Wybrałam za duży i teraz dokupiłam drugi – rozmiar mniejszy. Przynajmniej nic mnie nie zaskoczy ;))
Mam rozmiary 42/40 – moze to Ci pomoże

Reply

Kocham Twojego bloga. Baaaardzo proszę o częstsze posty 😊😘

Reply

Joanno, mówisz – masz! Nowy tekst już czeka :)

(i dziękuję!!!!)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *